Poniedziałkowa sesja przyniosła kontynuację wyprzedaży z końca zeszłego tygodnia. Co najważniejsze, obecnie główne indeksy testują istotne poziomy wsparcia, których przebicie w połowie grudnia mogło gwarantować średniookresową zmianę trendu na wzrostowy. Myślę przede wszystkim o szczycie z 7 listopada. Jak się jednak okazuje, jego pokonanie nie przekonało innych uczestników rynku, poza funduszami emerytalnymi, do powrotu na warszawski parkiet. Wydaje się, że zadowolone fundusze napełniły portfele blue chipami i na tym ożywienie się skończyło. Gdyby rzeczywiście okazało się, że indeksy zejdą poniżej szczytów z początku listopada, to w następstwie można spodziewać się przebicia trzymiesięcznej linii trendu wzrostowego, a stąd już tylko krok do stwierdzenia, że wzrost z końca roku był jedynie korektą techniczną. Co gorsza, WIG zyskał w trakcie tej fali jedynie 20%, co byłoby najgorszym w historii WGPW wynikiem mierzącym skalę aprecjacji wywołanej cyklicznym efektem końca roku. Zastanawiająca jest słabość rynku w obliczu korzystnych zmian w ujęciu makro. Myślę przede wszystkim o poprawie bilansu handlowego, spadającej inflacji oraz perspektywach obniżki stóp procentowych. Spowolnienie tempa wzrostu gospodarki, a tym samym niższa rentowność działalności giełdowych firm powinny być już uwzględnione w cenach akcji. Zagranicznych inwestorów z kolei nie przekonuje jednak do zakupu akcji kurs złotego w stosunku do USD i euro. Ta siła naszej waluty w stosunku do USD będzie miała uzasadnienie tylko w momencie poważnego załamania na Wall Street.
Marcin Piskała
Bank Przemysłowy SA