właśnie ma im zapobiegać. Prezes sugeruje, że najbliższa projekcja pokaże
niższą inflację niż w projekcji styczniowej. Też zgoda, ale jak już
wspomniałem wyżej niższe od wcześniej prognozowanych wartości inflacji są
już przez rynek zdyskontowane. Takie są oczekiwania rynku i wszyscy to
wiedzą. Problem w tym, że chodzi tu o inflację w najbliższych miesiącach,
a na tą rada i tak już nie ma większego wpływu. Co innego, gdy
rozpatrujemy procesy inflacyjne na przestrzeni roku i więcej. Zdaniem
Skrzypka w tej chwili trudno ocenić stan gospodarki i dane za kwiecień i
maj będą bardziej miarodajne. Czytając taką wypowiedź można odnieść
wrażenie, że szef banku centralnej chce odwlec nieuniknione. Trudno się
bowiem zgodzić z oceną, że stan gospodarki jest trudny do oceny. I kw.
tego roku zakończymy prawdopodobnie ponad 7% wzrostem PKB. Cały rok
zapowiada się na 6%. To z pewnością nie jest wzrost zgodny ze wzrostem
potencjalnym. Rynek pracy coraz mocniej ciśnie i w końcu zobaczymy tego
efekty.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wypowiedzi prezesa NBP takie muszą być
choćby z tego powodu, że jest on w pewnym sensie zobligowany do tego, by
wysyłać odpowiednie sygnały tym, którzy tym prezesem zrobili. Z jego
punktu widzenia wiele to nie kosztuje, gdyż decyzje i tak podejmuje rada,
która wydaje się i bez prezesa może podjąć decyzję o zacieśnianiu polityki i przyjrzyjmy się temu, co wydarzyło się
na świecie. Wczorajsze notowania w USA zakończyły się wzrostem wartości
większości indeksów dj.gif Nasdaq.gif SP500.gif Ostatnie spadki zatem
należy traktować jako korektę. Jednym z czynników tej zwyżki miały być
podobno dobre dane o sprzedaży detalicznej. Owszem, jeszcze przed sesją
Wal-Mart podał informacje o dynamice własnych przychodów, które okazały
się zaskakująco dobre. Tylko że w chwili ich publikacji reakcja rynku była
raczej chłodna. Ceny wzrosły tylko nieznacznie. Mówienie zatem, że wzrost
cen na całej sesji to efekt tych danych jest przynajmniej naciągane. Tym
bardziej, że przecież tego samego dnia mieliśmy spory wzrost ceny ropy
naftowej, o którym tym razem nie wspomina się jako strasznej przeszkodzie
dla kupujących. Pewnym wytłumaczeniem wzrostu cen ropy i indeksów jest
fakt wczorajszego kolejnego osłabienia na rynku dolara. Słabszy dolar
jakby automatycznie wymusza zmianę wyceny aktywów w nim notowanych. Warto
też pamiętać, że Wal-Mart poza niezłymi danymi za marzec wspomniał także,
że kwiecień raczej nie będzie należał do udanych. Mimo to nastroje na
rynku były niezłe.
Dla nas powody, dla których rynek w USA się podniósł mają drugorzędne
znaczenia. Tu ważniejszym wydaje się fakt samego wzrostu cen, bo to z
pewnością poprawi nastroje na naszym rynku. Trochę je popsuje spadek w
Japonii, gdzie Nikkei stracił ponad 1%, ale nie będzie to czynnik
decydujący. Poza tym można liczyć na to, że PKN będzie spółką wspierającą
byków. Złoty umocnił się nieco wobec dolara, a osłabł wobec euro, co
odpowiada trendom na tych walutach. To co jest wartym uwagi to umocnienie
się jena względem dolara. Jeśli jen będzie się dalej umacniał ponownie
powróci zagrożenie wycofaniem się z carry trade. Nie jest zagrożenie na
początek dnia, ale rynek jena warto obserwować.
Szykuje nam się dobry początek dnia, ale dalsza jego część nie jest już
taka pewna. Wiele zależy od publikowanych dziś danych. Jak już wspomniałem
na wstępie, pojawi się dziś polska inflacja za marzec. Do tego
opublikowany zostanie wskaźnik cen produkcji sprzedanej w USA, który
będzie wstępem do danych o inflacji, jakie pojawią się po weekendzie. W
Stanach opublikowana zostanie także wielkość deficytu w bilansie
handlowym, a o 16:00 poznamy wstępną wartość wskaźnika nastrojów
konsumentów.