Nastroje krajowym inwestorom mógł popsuć wzmacniający się na początku tygodnia jen, co obniżyło
atrakcyjność operacji "carry trade". Cień na obraz rynku rzucają niepokoje związane z napięciami w służbie zdrowia oraz propozycje zmian we wcześniejszych założeniach reformy finansów publicznych. Ponadto złoty w warunkach niewielkiej ilości publikacji danych makroekonomicznych pozostawał pod wpływem notowań eurodolara. Dla krajowych graczy ważną informacją jest wciąż widoczna presja na osłabienie franka, którego kurs względem PLN znalazł się na poziomie 2,31. W środę oczy inwestorów globalnych i rodzimych zwrócone były w stronę rynków azjatyckich, gdzie mocno zniżkował (o blisko 7 proc.) indeks chińskiej giełdy. Reakcja graczy nie mogła być inna i obserwowaliśmy wyprzedaż aktywów emerging market. Druga część tygodnia przyniosła zmianę obrazu rynku. Impulsem do odrobienia części strat przez złotego okazała się być publikacja dotycząca dynamiki PKB z naszej gospodarki w I kw., która była wyższa od oczekiwań rynku i sięgnęła 7,4% r/r. Powrót optymizmu był widoczny na warszawskim parkiecie, gdzie już końcówka tygodnia odznaczyła się wyraźną przewagą "byków". Mimo to na przestrzeni całego tygodnia obserwowaliśmy wyraźny spadek napływu środków na nasz rynek kapitałowy, co sugerowałoby, że nadal część inwestorów obawia się scenariusza podobnego do tego z przełomu lutego i marca. Warto dodać, że na zakończonym w środę posiedzeniu RPP koszt pieniądza pozostał niezmieniony. Dużo większą uwagę inwestorów wzbudził jastrzębi komunikat naszych władz monetarnych, który wsparł notowania złotego w końcówce tygodnia. Warto dodać, że początek miesiąca tradycyjnie sprzyja krajowej walucie. Niewykluczone jednak, że czerwiec przyniesie wycofanie kapitału przez zagranicznych graczy uzyskanych z tytułu wypłaty dywidend, co nie wróży najlepiej grającym na umocnienie naszej waluty. Co więcej z analizy wykresu złotego wynika, że czerwiec na przestrzeni ostatnich lat nie sprzyjał umacnianiu PLN. Obecny tydzień zamknął się poziomami 3,8150 PLN za euro i 2,8350 PLN w wypadku dolara.
Nadchodzące 4 sesje nie przyniosą ważnych publikacji danych makroekonomicznych. Poznamy jedynie informacje NBP dotyczącą stanu rezerw w maju, które nie będą miały większego znaczenia dla rynku. W takiej sytuacji nastroje na rynku złotego w dalszym ciągu będą powiązane z sytuacją w regionie oraz notowaniami eurodolara, wspomnianym wycofywaniem dywidend oraz sentymentem do rynków wschodzących.
W ciągu ostatnich pięciu sesji zmienność na rynku walutowym była dosyć ograniczona, zaś kurs eurodolara wahał się w 100-punktowym przedziale 1,3410-1,3510 USD. Tak jak przewidywaliśmy, na początku tygodnia główna para walutowa umocniła się przebijając psychologiczną barierę 1,35 USD. Kolejne 3 dni wypełnione były wyjątkowo dużą ilością publikacji makroekonomicznych ze strefy euro oraz USA. Dane ze Starego Kontynentu tradycyjnie potwierdzały dobry stan gospodarek, co już zostało przez rynek zdyskontowane, dlatego też informacje te nie były głównym motorem zmian kursów. Zaskakująco dobry bilans handlowy państw "trzynastki" w marcu (8,8 mld EUR nadwyżki, oczekiwano 5 mld EUR), dobre nastroje wśród konsumentów oraz przedsiębiorców oraz wciąż niskie bezrobocie nie były wystarczająco ważnymi informacjami, by pomóc wspólnej walucie, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę fakt, że wzrost PKB w I kw. okazał się niższy od prognoz (3%, oczekiwano 3,1% r/r) zaś dynamika podaży pieniądza M3 w strefie euro zmniejszyła się z 10,9% do 10,4%, co jest wynikiem wysokim, lecz pokazuje, że podwyżki stóp serwowane przez ECB odnoszą skutek. Mimo, że część władz monetarnych w Europie (Norwegia, Czechy) zdecydowało się w tym tygodniu na jastrzębie posunięcia w kwestii zmian kosztu pieniądza, coraz częściej na rynku pojawiają się pogłoski, że decydenci z banku centralnego strefy euro podniesieniem oprocentowania w przyszłym tygodniu zakończą na razie proces zacieśniania polityki pieniężnej. Świadczą o tym łagodniejsze wypowiedzi przedstawicieli ECB, w tym J.C. Trichet oraz pogarszająca się sytuacja finansowa europejskich eksporterów. Nie odbija się to dobrze na wartości wspólnej waluty. Zza Oceanu tymczasem docierały do inwestorów dosyć ciekawe publikacje makro. Tezę o odbijaniu się największej gospodarki świata od lokalnego dna wsparły dobre odczyty indeksu zaufania konsumentów Conference Board za maj (108 pkt., prognoza 105 pkt.), wysoki poziom wskaźnika Chicago PMI w ostatnim miesiącu (61,7 pkt., oczekiwano 54 pkt.) i wzrost wydatków na cele budowlane o 0,1% m/m. Nieco gorzej wypadły dane o PKB (I kw.), który zwiększył się o 0,6% r/r, przy czym konsensus rynkowy był na poziomie 0,8% r/r. Inflacja PCE okazała się być zgodna z prognozami (2,2% r/r), podobnie jak delator (4%). Są te jednak dane pochodzące z najsłabszego od kilku lat okresu dla gospodarki Stanów, który gospodarka amerykańska wydaje się mieć za sobą, zaś szacunki na kolejne miesiące są bardziej optymistyczne (dynamika PKB ok. 2,2-2,8%). Zapiski z posiedzenia Fed były zgodne z naszym poglądem, że szanse na obniżki stóp w USA do końca roku są znikome, gdyż inflacja pozostaje główną troską Komitetu Otwartego Rynku. Potwierdził to w swoich słowach w piątek członek Fed, Kroszner, mówiąc, że istnieje ryzyko raczej wzrostu niż spadku CPI, choć obecny poziom stóp dobrze chroni gospodarkę przed tym zagrożeniem. Niedowiarkom, wątpiącym w poprawę sytuacji w gospodarce USA oręż z dłoni wytrąciły opublikowane w piątek dane z rynku pracy - liczba nowo utworzonych etatów poza rolnictwem w maju (przebiła 157 tys.) prognozy (138 tys.), zaś wskaźnik ISM dla przemysłu pokazał niezłą kondycję II sektora.
Na początku tygodnia ze swej długotrwałej słabości wyrwać próbował się japoński jen, w czym pomagały korzystne informacje ze sfery makro (m.in. dynamika wydatków gospodarstw domowych). Kurs EUR/JPY testował poziom 163, lecz tendencja ta nie trwała długo - małe szanse na podwyżki stóp przed letnimi wyborami w Kraju Kwitnącej Wiśni nie pozwalają jenowi na zbytnie umocnienie.