Jednocześnie agencja potwierdziła rating zadłużenia Polski w walucie zagranicznej na poziomie A-/A-2 i walucie krajowej na poziomie A/A-1. Opublikowany został również kontrowersyjny raport banku JP Morgan, według którego złoty ma być najsłabszą walutą w regionie, głównie ze względu na znaczący wzrost zadłużenia Polski. Obie informacje nie wpłynęły znacząco na wartość krajowej waluty. Wyjaśniają one natomiast panikę z poprzedniego tygodnia. Jak wiadomo raporty banków trafiają wcześniej do klientów, a dopiero potem do mediów. Podobnie ma się sprawa z ratingami, "insiderzy" znają pewne informacje wcześniej niż reszta rynku. Z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić można, że właśnie te dwa czynniki odpowiadają za wzmożoną wyprzedaż złotego przez inwestorów zagranicznych. Ponieważ były one już zdyskontowane w wycenie polskiej waluty, reakcja była ograniczona. Wielu uczestników rynku doszło do wniosku, że osłabienie złotego było przesadzone i należy go kupować. Zapoczątkowało to korekcyjne umocnienie rodzimej waluty, wspierane dodatkowo poprawą sytuacji na światowych rynkach finansowych. Korzystnie na sytuację w regionie wpłynęły informacje o pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla Węgier i Ukrainy, które mają zostać wsparte odpowiednio 25 i 16 miliardami dolarów. Na pomoc dla Węgier, poza MFW, złożyła się również Unia Europejska i Bank Światowy. Znaczące wsparcie dla Ukrainy i Węgier pozwoliło uwierzyć inwestorom, że kraje te zdołają przetrwać okres silnych zawirowań na światowych rynkach. Dzięki temu chętniej sięgali oni po aktywa z naszego regionu. Od dna odbiły się także światowe parkiety, korektę obserwowaliśmy również na rynku eurodolara i jena. Spadek awersji do ryzyka był czynnikiem przemawiającym na korzyść złotego. Wsparcie dla złotego nadeszło również ze strony rządu, który przyjął harmonogram wprowadzenia euro w styczniu 2012 roku. Efektem korzystnego biegu wydarzeń, było bardzo dynamiczne odrabianie strat polskiej waluty. Dzienna zmienność na głównych parach sięgała 15 - 20 groszy. Para EUR/PLN na początku tygodnia oscylowała w okolicach poziomu 3,8300, natomiast w czwartek minimum zostało odnotowane na poziomie 3,4515. Umocnienie złotego względem dolara było równie dynamiczne. Para USD/PLN odnotowała tygodniowe maksimum na poziomie 3,1300, minimum natomiast w rejonie 2,6000. Tak duża zmienność wynika przede wszystkim z płytkiego rynku, ale świadczyć może również o braku przekonania wśród inwestorów co do przyszłości globalnej gospodarki. Październik 2008 roku z pewnością przejdzie do historii jako jeden z najbardziej zmiennych okresów na rynkach finansowych. Po tak silnych spadkach na giełdach i znaczących zmianach na rynku walutowym, inwestorzy potrzebują nieco czasu na ochłonięcie.
Widoczne to było podczas piątkowej sesji, na której złoty oddał część zysku z całego tygodnia. Nieco zamętu na rynek wprowadziły słowa prezesa NBP Sławomira Skrzypka, który stwierdził, że trudno będzie dotrzymać terminów zawartych w harmonogramie przyjęcia wspólnej waluty. Po jego wypowiedzi obserwować można było falę wyprzedaży krajowej waluty, a dobry sentyment nie powrócił już do końca tygodnia. Para EUR/PLN kończyła notowania w okolicach poziomu 3,6000, a USD/PLN 2,8000. Wiele wskazuje na to, że korekta wartości złotego dobiegła końca, a obecnie należałoby oczekiwać kolejnej fali jego osłabienia. Będzie to uzależnione od rozwoju sytuacji na parze EUR/USD.
Na rynku eurodolara, podobnie zresztą jak na światowych giełdach, obserwowaliśmy odreagowanie. Na początku tygodnia notowania EUR/USD wyznaczyły nowe tegoroczne minimum na poziomie 1,2330. Na znaczną przecenę euro wpłynął słabszy od oczekiwań odczyt indeksu Ifo z Niemiec, który wyniósł w październiku 90,2 pkt, wobec oczekiwanego odczytu na poziomie 91,2 pkt. Dane te były również słabsze od odczytu wrześniowego, kiedy indeks wyniósł 92,9 pkt, co potwierdza trend spadkowy nastroju w biznesie. Indeks Ifo spada nieprzerwanie już od kilku miesięcy i na razie nic nie wskazuje na zmianę sytuacji. Poziom 1,2330 powstrzymał jednak dalszą aprecjację i byliśmy świadkami dość dynamicznej korekty. Osłabienie amerykańskiej waluty odbywało się wraz z odreagowaniem na giełdach. Ostatnio doskonale sprawdza się zależność, że spadki na giełdach towarzyszą wzrostowi wartości dolara. Przez wielu inwestorów amerykańska waluta jest uznawana za doskonałą lokatę na wypadek długotrwałej recesji i kryzysu finansowego. Dlatego też wraz z silnym odbiciem na światowych parkietach, rosły notowania EUR/USD. Giełdy dodatkowo wsparły lepsze dane z amerykańskiego rynku nieruchomości. Okazało się, że wzrosła sprzedaż nowych domów, a ceny rynkowe nie pogłębiają dalszych spadków. Co prawda do stabilizacji sytuacji na tym rynku jest jeszcze daleka droga, jednak lepsze dane są doskonałym pretekstem do zwyżki cen akcji.
Notowania EUR/USD rosły również dlatego, że rynek czekał na decyzję Rezerwy Federalnej w sprawie stóp procentowych. Konsensus rynkowy mówił o obniżce głównej stopy o 50 pb, spekulowano jednak o możliwości większego kroku. Ostatecznie Komitet Otwartego Rynku zdecydował się na 50 punktową obniżkę i obecnie główna stopa procentowa w Stanach Zjednoczonych wynosi 1,0%. Korekta na EUR/USD sięgnęła ostatecznie poziomu 1,3250, który okazał się silnym oporem, ograniczającym dalszą aprecjację euro. Notowania tej pary powróciły poniżej poziomu 1,3000, a w czasie ostatniej sesji minionego tygodnia wahały się w rejonie 1,2700.
Poza decyzją Fed odnośnie kosztu pieniądza, kluczową wiadomością dotyczącą kondycji amerykańskiej gospodarki był odczyt PKB za III kwartał. Wstępne dane wskazują, że wyniósł on -0,3%, prognozowano natomiast -0,5%. Co może nieco dziwić, wiadomość ta została odebrana pozytywnie. Spodziewano się większego spadku PKB, a po odczycie pojawiły się opinie, że być może gospodarce USA grozi mniejsze spowolnienie niż do tej pory sądzono. Z nadmiernym optymizmem należałoby się jednak wstrzymać, tym bardziej, że dane te będą dwukrotnie rewidowane, a odczyt z tego tygodnia wskazuje na bardzo niebezpieczne zjawisko, czyli spadek wydatków konsumentów. W III kwartale były one o 3,1% niższe, co nie rysuje świetlanej przyszłości przed amerykańskimi przedsiębiorstwami.