Spójrzmy na sytuację indeksu z pewnego dystansu. Po miesięcznej konsolidacji wychodzi on dołem, by szybko spaść i równie szybko się odbić. Trzy dni przerwy w zwyżce i niepewność, czym ona tak naprawdę jest. Strzał popytu we wtorek i nowe rekordy. Środa zaczyna się optymistycznie, ale później z każdą godziną jest gorzej. Wreszcie przychodzi popołudnie i podaż zaczyna przeważać. W tym samym czasie euro nie jest w stanie pokonać poziomu 1,3500 dolara, a funt 1,6000 dolara. Złoto po wcześniejszym spadku kreśli śmieszną korektę wzrostową, która ma się nijak do obserwowanego od wielu miesięcy trendu wzrostowego, który wyhamował w końcu roku 2010.

Wczoraj sesja zaczyna się wprawdzie poniżej środowego zamknięcia, ale szybko do głosu dochodzi popyt. Próba podniesienia rynku jest rachityczna. Indeks po jakimś czasie powiększa zapoczątkowany w środę spadek i opiera się o górne ograniczenie konsolidacji, z której rynek wybił się we wtorek. To ostatnia deska ratunku dla myślących o trendzie wzrostowym. Jeśli kontrakty zejdą poniżej 2708 pkt, a indeks pod 2700 pkt, pojawią się warunki do zmiany nastawienia na negatywne. Biorąc pod uwagę obserwowane tendencje na innych rynkach, mogłoby to oznaczać rozpoczęcie kreślenia większej korekty, którego ostatecznie poziom 2600 pkt już mógłby nie powstrzymać. Podaż wie, że gra jest warta świeczki. Wczoraj wycena funta w dolarach spadła poniżej 1,5900, a złoto przełamało wsparcie na 1,350 dolara za uncję.

Panika nie jest wskazana. W końcu utrzymujemy nastawienie neutralne, a więc żadna zmiana cen w tej chwili nas nie „uszkodzi”. Może jednak się pojawić taka, która skłoni nas do zmiany nastawienia. O negatywnym już była mowa, a pozytywne? Gdyby wsparcie w postaci konsolidacji znajdującej się nad 2700 pkt okazało się jednak skuteczne, to będzie można myśleć o powrocie do zwyżek, choć w tej chwili taka opcja musiałaby się wiązać z ponownym osłabieniem dolara. Z tym może być jednak problem, gdyż ostatnie publikacje raczej mu sprzyjają.