O regularnej sesji w Stanach nie ma co wspominać, bo właściwie nic się nie działo ciekawego. Indeksy zakończyły dzień nieznacznymi zmianami względem poprzedniej sesji. Za to w trakcie notowań posesyjnych było już nieco ciekawiej, bo swoje wyniki opublikowała spółka Google. Okazało się, że zysk na akcję wyniósł 8,08 dolara, a spodziewano się, że będzie to 8,11. Różnica niewielka, ale w połączeniu z prognozami, które nie spodobały się rynkowi skutkowało to spadkiem wyceny spółki o 5,5 proc.

W trakcie notowań na rynkach azjatyckich odnotowano spadek wycen. Ma to związek z obawami o kolejne ruchy chińskich władz monetarnych. Są one o tyle uzasadnione, że dziś opublikowane dane w Chinach wskazują na wyższą od prognoz inflację, ale również szybszy wzrost produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej, a także samego PKB. Napięcia inflacyjne są więc faktem, co stało się podstawą do oczekiwań, że jakieś decyzja mogłyby pojawić się nawet w ciągu najbliższych dni. Oczekiwania na zacieśnienia polityki pieniężnej wpływa również negatywnie na wyceny na rynkach surowcowych, co nie przejdzie bez echa na naszym rynku.

Krótko po 8:00 agencja Moody’s ogłosiła, że obniża rating dla Irlandii. Pojawiła się nawet mała reakcja na wartości euro, ale trzeba pamiętać, że minęły już czasy, gdy ratingami Irlandii, Grecji i Portugalii rynek mocno się przejmował. Teraz ewentualnie interesujące będą oceny długu hiszpańskiego. Zatem dzisiejsza decyzja odnośnie oceny długu irlandzkiego będzie słabszym czynnikiem, choć „pomagającym” w niskim otwarciu sesji.

A sama sesja? Ewentualny spadek cen sprawi, że przełamana zostanie linia pomocnicza, co nas specjalnie nie będzie martwić. Wykres kontraktów przebywa w zakresie małego kanału korekcyjnego. Ta mała korekta jest częścią nieco szerszego kanału wzrostowego. Dopiero opuszczenie tego szerszego kanału może mieć dla nas jakieś znaczenie.