Zaczęło się na samym starcie. Notowania rozpoczęły się nawet nieźle, biorąc pod uwagę, że podczas weekendu Ludowy Bank Chin zdecydował się na kolejną podwyżkę stopy rezerwy obowiązkowej. Tę informację rynki niemal zignorowały. Nie było się czemu dziwić, bo akurat o takiej możliwości wspominało się jeszcze przed weekendem. Miała to być konsekwencja opublikowania wyższej od prognoz inflacji.
Później wypłynął temat Grecji, który był już widoczny w notowaniach. Agencja Reuters zacytowała jedną z gazet greckich, która, powołując się na źródło w greckim rządzie, stwierdziła, że na ostatnim szczycie ministrów finansów miało dojść do wstępnych rozmów na temat możliwości restrukturyzacji długu Grecji. Błyskawicznie pojawiło się dementi rządu Hellady. Niesmak jednak pozostał. Nastąpiła seria oficjalnych komunikatów o tym, że żadnych rozmów się nie prowadzi, a Grecja jest w stanie opanować swoje problemy samodzielnie. W ramach tego szumu uspokajającego pojawiła się jednak informacja, że zdaniem osoby zbliżonej do niemieckiego rządu Grecja nie da sobie rady do końca lata, jeśli nie dojdzie do restrukturyzacji długu. Także i tym razem reakcja była raczej spokojna i nic wielkiego na rynkach się nie działo.
Krótko po 15 złe informacje przelały czarę. Przeważyła wiadomość o zmianie perspektywy ratingu dla długu amerykańskiego, jakiej dokonała agencja S&P. Rynek się tym widocznie przejął, choć naprawdę nie jest to informacja przełomowa. Po pierwsze dlatego, że mowa o możliwości zmiany ratingu podczas dwóch lat z prawdopodobieństwem 33 proc., po drugie, już wcześniej pojawiały się sygnały, że agencjom coraz mniej podoba się to, co dzieje się w USA. Nie wspominając już o chińskiej agencji ratingowej, która od dawna nie wycenia długu amerykańskiego jako najlepszego. Dzień zakończył się w pobliżu minimum sesji, naruszone zostały poziomy wsparcia. Wykres kontraktów opuścił mały kanał spadkowy dołem. Droga do 2800 punktów stoi otworem.