Wiele marcowych wskazań jest tylko szacunkowych. Bardziej wiarygodna będzie publikacja danych za miesiąc, gdy oparta będzie na bardziej pewnych informacjach. Niemniej nawet zwyżka o 1,8 proc. po serii kwartałów wzrostu PKB pozwala na wniosek, że gospodarka amerykańska jest w fazie wzrostu. Nie jest to okres silnej prosperity, jednak nie ma mowy o recesji czy choćby silnym spowolnieniu.
Czyżby? Wczoraj opublikowano także wyniki ankiety instytutu Gallupa. To dość ciekawa sprawa. Okazuje się, że ponad połowa Amery- kanów jest zdania, że gospodarka amerykańska jest w stanie recesji lub kryzysu. Niespełna 30 proc. ankietowanych sądzi, że jest w fazie wzrostu. Jak to tłumaczyć, skoro oficjalnie od dłuższego czasu sytuacja się poprawia? Kluczem jest zapewne rynek pracy. Tu poprawa następuje z wyraźnym opóźnieniem względem innych sfer gospodarki. Jest to całkiem normalne. Pracodawcy nie są skłonni do zatrudnienia nowych pracowników, jeśli nie widzą, że może im to przynieść korzyść w postaci zwiększonych przychodów. Opóźnienie na rynku pracy jest szczególnie widoczne w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw, który mimo kilku kwartałów wzrostu zaktywizował się w zatrudnianiu dopiero na jesieni ubiegłego roku. Trzeba pamiętać, że to właśnie małe i średnie przedsiębiorstwa są głównym pracodawcą. Bez nich poprawa na rynku pracy była powolna. Teraz, gdy wkroczyły one do akcji, tempo wzrostu etatów powinno przyspieszać. Tym bardziej że Fed stara się jak może stymulować gospodarkę.
Pierwsze miesiące bieżącego roku wskazują na wzrost liczby etatów, ale nie jest on wystarczająco szybki. Wydawało się, że wkrótce będzie pod tym względem lepiej. A od jakiegoś czasu cotygodniowe raporty o liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych nie potwierdzają tych oczekiwań. Wczoraj ponowie odczyt przekroczył 400 tys., i to ze sporym „narzutem”. To może być ostrzeżenie przed danymi z rynku pracy, ale także potwierdzenie sceptycyzmu Amerykanów uczestniczących w ankiecie.