Trend boczny trwałby pewnie jeszcze długo, ale po 14 pojawiła się informacja o obniżeniu ratingu dla Grecji. Aż dziw bierze, że ktoś jeszcze słucha tych wskazań.
Nie chodzi tylko o to, że ich autorem jest instytucja skompromitowana ocenami papierów opartych na kredytach hipotecznych w USA. Nie chodzi także o to, że mimo tego blamażu agencje ratingowe nadal cieszą się estymą, jakby rynek miał pamięć obejmującą okres krótszy niż dwa lata. Chodzi także o to, że zmiana ratingu dotyczy Grecji, czyli kraju na krawędzi bankructwa, którego dług jest wyceniany na takim poziomie, że gdyby Grecja dalej musiała korzystać z rynku (nie korzysta, bo rok wcześniej wsparto ją 110 mld euro, które zapewniają finansowanie na trzy lata), byłaby traktowana z podobną wiarygodnością jak Kowalski kupujący nową plazmę w markecie. Mimo to właśnie wiadomość o tym, że i tak już niski rating Grecji został jeszcze bardziej obniżony, wystarczyła, by wyrwać polskich inwestorów z letargu.
Później spadek został pogłębiony, za co w części odpowiadał wiceprezes PKO, który skutecznie osłabił notowania kierowanej przez siebie spółki, określając podawane przez analityków prognozy wyników jako wygórowane.
Osłabienie na wczorajszej sesji osiągnęło skalę umożliwiającą stwierdzenie, że mamy do czynienia z pogłębieniem przeceny, jaka pojawiła się w ubiegłym tygodniu. Jest to istotne, gdyż może oznaczać, że jednak wcześniejsze oznaki słabości, po których pojawieniu się rynek poruszał się raczej niemrawo, są ważne z punktu widzenia analizy rynku.
Wcześniejszy sygnał sprawił, że obecne nastawienie jest neutralne. Stojąc obok, przyglądamy się wahaniom. Naszą reakcję będzie mogło wywołać zejście pod poziom 2800 pkt lub wyjście ponad nowe rekordy. W tej chwili bliżej nam do tego pierwszego, ale wczorajsze zachowanie LOP (wzrost) pokazuje, że rośnie liczba uczestników rynku, którzy są skłonni zagrać pod obronę tego wsparcia.