Rynki i ustawodawcy szukają złotego środka pomiędzy tym, o czym spółki muszą informować (raportować), a tym, o czym nie muszą, od początków obrotu giełdowego. Próba przedstawienia kompletnego, a zarazem uniwersalnego wykazu informacji podlegających obowiązkowemu ujawnieniu skazana jest na niepowodzenie. Powstaje kwestia, w jakim zakresie należy sztywno uregulować obowiązki informacyjne, a w jakim ocenę istotności informacji pozostawić emitentom.
W momencie startu warszawskiej giełdy w 1991 r. brakowało w Polsce jakiegokolwiek punktu odniesienia w postaci historycznie ukształtowanych standardów informowania inwestorów przez spółki giełdowe. Uznano zatem, że oprócz przepisu ogólnego o informacji poufnej jak najbardziej celowe jest stworzenie szczegółowego katalogu informacji, które emitent bezwzględnie musi raportować. Ów katalog znajduje się w Rozporządzeniu Ministerstwa Finansów w sprawie raportów bieżących i okresowych. Praktyka jest taka, że emitenci raportują przede wszystkim, opierając się na przepisach rozporządzenia. Raporty sporządzone na podstawie ogólniejszych przepisów o informacji poufnej występują rzadko.
Rozporządzenie zawiera sztywne, arbitralnie wyznaczone kryteria istotności danej informacji. Przykładowo, głównym kryterium uznania umowy za znaczącą jest jej wartość (wartość przedmiotu umowy musi przekraczać 10 proc. kapitałów własnych emitenta). Dlaczego nie 9 albo 17 proc.? I po co w ogóle określać taki próg, skoro w rzeczywistości o istotności umowy mogą decydować zupełnie inne czynniki? Dalej, takie kryterium w ogóle jest nieadekwatne dla spółek z niektórych branż. Dlatego, zdaniem inicjatorów i zwolenników zmian, należy wrócić do początku i istoty tematu, a więc ogólnego przepisu o informacji poufnej.
Definicja informacji poufnej podana została w art. 154 Ustawy o obrocie. W uproszczeniu informacją poufną jest określona w sposób precyzyjny informacja, która nie została przekazana do publicznej wiadomości, a która po takim przekazaniu mogłaby w istotny sposób wpłynąć na cenę danego instrumentu finansowego, tj. mogłaby zostać wykorzystana przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych przez racjonalnie działającego inwestora. Przepis stanowi implementację dyrektyw unijnych z 2003 r. Bodaj po raz pierwszy odniesienie do racjonalnego inwestora znalazło się w orzeczeniu Sądu Najwyższego USA z 1976 r. Zatem to zarząd spółki musi ocenić, czy daną informację racjonalnie działający inwestor wziąłby pod uwagę. Nasuwa się pytanie, czy można określić, kto jest racjonalnym inwestorem i co bierze pod uwagę. Nie tak dawno po publikacji raportu jednej ze spółek o tym, że sąd oddalił wniosek o ogłoszenie jej upadłości (co może oznaczać, że nie miała ona pieniędzy nawet na opłacenie postępowania upadłościowego – red.), kurs akcji spółki znacznie wzrósł.
[srodtytul]Dwie kategorie informacji[/srodtytul]