Wprawdzie osoby, które się dogadały, musiały jeszcze przekonać do tego swoich kolegów, ale założono, że się to powiedzie i porozumienie przejdzie przez głosowanie w obu izbach Kongresu. Nastroje były umiarkowanie optymistyczne tylko na początku dnia.

Później przyszła świadomość, że porozumienie wprawdzie załatwia sprawę oddalenia możliwości bankructwa USA, ale nie oddala możliwości obniżki ratingu amerykańskiego długu. Ocenia się, że takiej obniżki można byłoby uniknąć, gdyby Kongres porozumiał się w sprawie redukcji deficytu budżetowego w kwocie 4–5 bln dolarów. A niedzielne porozumienie opiewa w najlepszym razie na 2,4 bln dolarów. Stało się więc jasne, że dług amerykański straci swój dotychczasowy rating. Już samo to działało hamująco.

Poziomy z początku sesji okazały się maksimum dnia. Końcowa faza notowań to gwałtowna reakcja na zaskakująco słabe dane dotyczące amerykańskiego przemysłu. Wskaźnik ISM dla tego sektora gospodarki miał być według prognoz niższy od wartości z czerwca. Niemniej skala tego spadku zaskoczyła. Zamiast wartości 54 pkt wskaźnik przyjął wartość 50,9 pkt. Tym samym sygnalizuje praktyczny brak wzrostu. Subindeks nowych zamówień spadł poniżej granicznej wartości 50 pkt po raz pierwszy od połowy 2009 roku. Wyraźnie spadła również wartość subindeksu zatrudnienia, co będzie miało wpływ na oczekiwania w związku z piątkowym raportem o stanie rynku pracy. Rynki na świecie zareagowały na te dane awersją do ryzyka. Spadały ceny akcji, wartość euro i funta, a rosła wartość franka szwajcarskiego oraz... dolara.

Na naszym parkiecie pojawiły się nowe minima. Trzeba od razu zauważyć, że dynamika i skala zmiany były w Warszawie znacznie mniejsze niż choćby we Frankfurcie. Warszawski parkiet poddał się przecenie, ale skutki publikacji były tu mniejsze. Czy należy z tego wyciągać jakieś wnioski? Moim zdaniem to kolejna przesłanka za tym, że rynek ma ograniczony potencjał spadku, co jednak samego spadku nie wyklucza. Nastawienie pozostaje negatywne.