Indeksy w Stanach podniosły się o ok. 3 proc. To zauważalna zmiana i można dyskutować, co ją wywołało. Tym bardziej, że w trakcie dnia niewiele pojawiło się informacji, które miałyby aż takie znaczenie. Oczywiście to są poszukiwania dla tych, którzy każdy ruch wpasowują w racjonalne zachowanie rynków. W dniu kiedy niewiele nowego się pojawiło, a rynek wykonał wyraźny ruch cen takie poszukiwania są szczególnie utrudnione. Analitycy i komentatorzy poszukują źródeł chęci do zakupów w oczekiwaniu na piątkowe wystąpienie szefa Fed, które jakoby ma przynieść wyczekiwany przez niektórych program QE3. Inni mówią, że szanse na uruchomienie programu teraz są niewielkie, bo Fed będzie z tym czekał na gorsze czasy. Recesji jeszcze raczej nie ma, choć wszyscy wskazują na zagrożenie jej wystąpienia. W gruncie rzeczy nie bardzo wiadomo, co aż tak znacząco (poza oczekiwaniami, nastrojami i nadziejami) wpłynęło na chęć do zakupów.
W naszym przypadku ma to mniejsza znaczenie, gdyż wpływ sesji w USA na notowania w Warszawie będzie ograniczony. Rynki azjatyckie zachowały się biernie. Zmiany cen były niewielkie i nie potwierdzały optymizmu amerykańskiego. Zresztą miało to wpływ na poziom wycena amerykańskich kontraktów. Hamulcem, choć małym, do zakupów był fakt obniżenia przez agencję Moody's oceny jakości długu Japonii. Spadała ona z Aa2 do Aa3. Rynki prawie tego nie zauważyły, a jen nawet się nieco umocnił, bo gracze mają ważniejsze sprawy. Zmiana ratingu dla Japonii była realizacją ostrzeżenia, jakie pojawiło się jeszcze w maju. Z tego względu, trudno tu mówić o zaskoczeniu, a przecież tylko zaskakujące wiadomości mają szansę wpłynąć na wyceny akcji.
U nas notowania mogą rozpocząć się blisko poziomu wczorajszego zamknięcia. Małe plusy są możliwe. Ważne jest to, że nastroje na świecie nie będą dla nas dużym wsparciem. Wczoraj nie udało się pokonać oporu na 2300 pkt. i już przed końcem dnia mieliśmy tego skutek. Dziś może ten skutek się powiększyć. Nawet z możliwością testu poziomu piątkowej konsolidacji w przedziale 2180-2200 pkt.
