Tak jak już nieraz bywało w przeszłości, ostatnia fala spadkowa na warszawskiej giełdzie sprowadziła kursy akcji (a w ślad za nimi kontraktów terminowych) w dół w tempie znacznie szybszym od tempa, w jakim wcześniej wspinały się one w górę. W trakcie niespełna dwóch tygodni paniki w pierwszej połowie sierpnia indeks
WIG20 runął maksymalnie o ponad 600 pkt. W drugiej połowie 2010 r. wzrost o tyle samo punktów zajął indeksowi aż cztery miesiące. Pod tym względem powtórzyła się sytuacja np. z przełomu lat 2007/2008, kiedy w ciągu w przybliżeniu dwóch tygodni WIG20 skonsumował zyski z wcześniejszej półrocznej wspinaczki.
Chociaż oczywiście czasem także w trakcie trendów wzrostowych kursy pod wpływem euforii idą błyskawicznie w górę, to do uruchomienia mechanizmu panicznej wyprzedaży dochodzi stosunkowo łatwo ze względów psychologicznych. Emocje związane z powiększającymi się stratami są z natury intensywniejsze niż radość związana z rosnącymi zyskami (zwłaszcza gdy inwestowaniu towarzyszy dźwignia finansowa). Poza tym rolę odgrywają tu także tzw. zlecenia stop-loss. Wraz z szybkim spadkiem notowań na coraz niższych poziomach uruchamiają się kolejne automatyczne zlecenia ograniczające straty, co tylko jeszcze bardziej napędza przecenę.
Okazja do szybkiego zarobku
Jednocześnie robiące duże wrażenie fale spadkowe są nie tylko tym, przed czym chcą się uchronić inwestorzy, ale także zjawiskiem, które miło byłoby wykorzystać jako okazję do pomnożenia kapitału. Zadanie to nie jest łatwe, ale być może gra jest warta świeczki. Traderzy grający na spadki marzą z pewnością o powtórzeniu wyczynów Jessego Livermore'a, który jeszcze na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku (a więc kiedy nie było nawet instrumentów pochodnych w dzisiejszej postaci) zasłynął z fortuny, jaką zbił w trakcie krachu na Wall Street będącego zapowiedzią wielkiego kryzysu. Livermore osiągnął to za pomocą wspieranej dźwignią finansową krótkiej sprzedaży akcji, co jest odpowiednikiem krótkiej pozycji w kontraktach terminowych.
6 tys. zł zysku na każdym kontrakcie
Ktoś, kto zdołał idealnie wstrzelić się w falę panicznej wyprzedaży w pierwszej połowie sierpnia, mając otwartą krótką pozycję, mógł na każdym kontrakcie terminowym na WIG20 zarobić nawet ponad 6 tys. zł (spadek o ponad 600 pkt razy mnożnik równy 10 zł), przy jego wartości u progu sierpniowej wynoszącej około 27,2 tys. zł. Choć była to pierwsza tak wyjątkowa okazja dla grających na spadek kursów od czasu bessy zakończonej w lutym 2009 r., to jednak już w poprzednich kilkunastu miesiącach zdarzały się przeceny na tyle okazałe, by mogły przynieść solidne zyski z krótkich pozycji. W trakcie zawirowań z wiosny 2010 r. maksymalny możliwy do osiągnięcia zarobek wyniósł w ciągu kilku tygodni 380 pkt, a więc 3800 zł na każdym kontrakcie. Nawet więc gdyby ostatnia panika okazała się jedynie jednorazowym epizodem, a nie początkiem dłuższego trendu zniżkowego, to rozchwianie kursów związane z powtarzającymi się kryzysami finansowymi na świecie jeszcze nieraz zapewne stworzy warunki do zarabiania na spadkach cen akcji.