Panika na giełdzie to żniwa z krótkich pozycji

Kiedy posiadacze akcji drżą na myśl o kontynuacji trendu spadkowego, uczestnicy rynku kontraktów terminowych szykują się na okazję do zarobku. Błyskawiczne tempo, jakie cechuje zniżkę notowań, to zarówno zachęta, jak i wyzwanie dla inwestorów decydujących się na otwieranie krótkich pozycji

Aktualizacja: 26.02.2017 16:45 Publikacja: 24.08.2011 13:21

Panika na giełdzie to żniwa z krótkich pozycji

Foto: GG Parkiet

Tak jak już nieraz bywało w przeszłości, ostatnia fala spadkowa na warszawskiej giełdzie sprowadziła kursy akcji (a w ślad za nimi kontraktów terminowych) w dół w tempie znacznie szybszym od tempa, w jakim wcześniej wspinały się one w górę. W trakcie niespełna dwóch tygodni paniki w pierwszej połowie sierpnia indeks

WIG20 runął maksymalnie o ponad 600 pkt. W drugiej połowie 2010 r. wzrost o tyle samo punktów zajął indeksowi aż cztery miesiące. Pod tym względem powtórzyła się sytuacja np. z przełomu lat 2007/2008, kiedy w ciągu w przybliżeniu dwóch tygodni WIG20 skonsumował zyski z wcześniejszej półrocznej wspinaczki.

Chociaż oczywiście czasem także w trakcie trendów wzrostowych kursy pod wpływem euforii idą błyskawicznie w górę, to do uruchomienia mechanizmu panicznej wyprzedaży dochodzi stosunkowo łatwo ze względów psychologicznych. Emocje związane z powiększającymi się stratami są z natury intensywniejsze niż radość związana z rosnącymi zyskami (zwłaszcza gdy inwestowaniu towarzyszy dźwignia finansowa). Poza tym rolę odgrywają tu także tzw. zlecenia stop-loss. Wraz z szybkim spadkiem notowań na coraz niższych poziomach uruchamiają się kolejne automatyczne zlecenia ograniczające straty, co tylko jeszcze bardziej napędza przecenę.

Okazja do szybkiego zarobku

Jednocześnie robiące duże wrażenie fale spadkowe są nie tylko tym, przed czym chcą się uchronić inwestorzy, ale także zjawiskiem, które miło byłoby wykorzystać jako okazję do pomnożenia kapitału. Zadanie to nie jest łatwe, ale być może gra jest warta świeczki. Traderzy grający na spadki marzą z pewnością o powtórzeniu wyczynów Jessego Livermore'a, który jeszcze na przełomie lat 20. i 30. ubiegłego wieku (a więc kiedy nie było nawet instrumentów pochodnych w dzisiejszej postaci) zasłynął z fortuny, jaką zbił w trakcie krachu na Wall Street będącego zapowiedzią wielkiego kryzysu. Livermore osiągnął to za pomocą wspieranej dźwignią finansową krótkiej sprzedaży akcji, co jest odpowiednikiem krótkiej pozycji w kontraktach terminowych.

6 tys. zł zysku na każdym kontrakcie

Ktoś, kto zdołał idealnie wstrzelić się w falę panicznej wyprzedaży w pierwszej połowie sierpnia, mając otwartą krótką pozycję, mógł na każdym kontrakcie terminowym na WIG20 zarobić nawet ponad 6 tys. zł (spadek o ponad 600 pkt razy mnożnik równy 10 zł), przy jego wartości u progu sierpniowej wynoszącej około 27,2 tys. zł. Choć była to pierwsza tak wyjątkowa okazja dla grających na spadek kursów od czasu bessy zakończonej w lutym 2009 r., to jednak już w poprzednich kilkunastu miesiącach zdarzały się przeceny na tyle okazałe, by mogły przynieść solidne zyski z krótkich pozycji. W trakcie zawirowań z wiosny 2010 r. maksymalny możliwy do osiągnięcia zarobek wyniósł w ciągu kilku tygodni 380 pkt, a więc 3800 zł na każdym kontrakcie. Nawet więc gdyby ostatnia panika okazała się jedynie jednorazowym epizodem, a nie początkiem dłuższego trendu zniżkowego, to rozchwianie kursów związane z powtarzającymi się kryzysami finansowymi na świecie jeszcze nieraz zapewne stworzy warunki do zarabiania na spadkach cen akcji.

Wyzwanie dla traderów

Błyskawiczne tempo trendów spadkowych to jednak nie tylko zaleta dla grających na zniżkę, ale także wyzwanie. Trzeba działać szybko i mieć dobre wyczucie sytuacji, bo inaczej na otwarcie pozycji może być po prostu za późno. Dobrym polem doświadczalnym pod tym względem była poprzednia bessa. Chociaż spadek WIG20 rozłożył się aż na 16 miesięcy, to gdyby bessę „oczyścić" całkowicie z przejściowych korekt wzrostowych i konsolidacji, to okazałoby się, że taki skompresowany trend zniżkowy odbył się w ciągu zaledwie 54 sesji, a więc ok. 2,5 miesiąca. Pozostały czas był więc dla posiadaczy krótkich pozycji zupełnie bezproduktywny.

W jaki więc sposób uchwycić potencjalne korzyści płynące z gry na zniżki? Jednej, sprawdzonej w każdych okolicznościach receptury oczywiście nie ma (gdyby była, liczba chętnych do jej wyeksploatowania byłaby tak duża, że receptura ta w końcu przestałaby działać), ale stosunkowo łatwo o pewne ogólne wskazówki.

Łapanie szczytów zawodną strategią

Zacznijmy od tego, co na dłuższą metę się nie sprawdza – choć na krótką metę może stanowić pokusę. Taką taktyką jest łapanie szczytów, czyli próby uchwycenia fali spadkowej, zanim jeszcze się zaczęła. Im silniejsza i długotrwała jest zwyżka kursów, tym większa pokusa, by otworzyć krótką pozycję, która skonsumowałaby zyski z nieuchronnego załamania zwyżki. Sęk w tym, że trendy wzrostowe potrafią przerastać wszelkie oczekiwania, a wraz z ewentualnym przerodzeniem się zwyżki w całkowitą euforię, zamiast oczekiwanych zysków, posiadacz krótkiej pozycji będzie zmuszony zrealizować straty, zanim dojdzie do wyczekiwanego załamania.

Dobrym przykładem takiej niebezpiecznej sytuacji są wydarzenia z okresu od połowy 2005 r. do połowy 2006 r. Przez wiele miesięcy wzrost cen akcji na GPW mógł być postrzegany jako euforia prowadząca do nieuchronnego załamania, ale do krachu doszło dopiero wtedy, kiedy WIG20 urósł o 70 proc., czyli wtedy, kiedy na rynku zostali już tylko nieliczni nieugięci zwolennicy gry na spadki. Trzeba pamiętać, że w długim okresie kursy akcji mają tendencję do wzrostu (bo w długim okresie rośnie gospodarka i zyski spółek), a nie do obniżania się, co z natury utrudnia grę na spadki. Poważne zniżki to raczej odchylenie od normy związane z zaburzeniami w gospodarce.

Przebicie wsparcia to sygnał

Analiza historycznych wydarzeń na wykresach prowadzi raczej do wniosku, że w miarę bezpieczne okazje do zarabiania na krótkich pozycjach pojawiają się wtedy, kiedy trend spadkowy już zdążył się rozpocząć, ale jednocześnie nie osiągnął jeszcze zaawansowanej formy. Najlepsze okazje w przeszłości pojawiały się wówczas, gdy WIG20 przebijał średnioterminowe poziomy wsparcia. Ostatnia panika idealnie wpisała się w ten schemat. Sierpniowe tąpnięcie nie było wydarzeniem nagłym w tym sensie, że nie było poprzedzone odpowiednimi sygnałami. Na długo zanim doszło do paniki, w czerwcu, WIG20 spadł poniżej linii trendu wzrostowego, będącego jednocześnie dolną linią obszernej formacji klina. Panika zaś rozpoczęła się wraz z przebiciem ważnego wsparcia na wysokości 2600 pkt (na oba te zdarzenia „Parkiet" zwracał w swoim czasie uwagę), czemu towarzyszyły oznaki słabości na tzw. szerokim rynku – chodzi o wybicie

sWIG80 w dół z wielomiesięcznego trendu bocznego. Odpowiednie sygnały do otwarcia krótkich pozycji pojawiły się więc znacznie wcześniej, zanim wydarzenia na GPW zagościły na pierwszych stronach popularnych gazet.

W oczekiwaniu na kontynuację trendu zniżkowego

W przeszłości dobre okazje do gry na zniżkę pojawiały się zresztą nie tylko wtedy, kiedy trend wzrostowy zmieniał się na spadkowy (czyli tak jak w ostatnich miesiącach), ale też wówczas, gdy tendencja zniżkowa po okresie korekty wzrostowej lub konsolidacji (trwającej nawet kilka miesięcy) zaczynała wchodzić w kolejną fazę. Często im dłuższa i bardziej monotonna jest przerwa w spadkach, tym gwałtowniejsza jest później kontynuacja przeceny. Doskonałym przykładem tego była zarówno wspomniana już bessa z lat 2007–2008, jak i rynek niedźwiedzia z lat 2000–2001. Wtedy świetnymi momentami do otwierania krótkich pozycji było przełamanie wsparć w postaci dołków wcześniejszej fali spadkowej.

To sposób działania zgodny z podstawową regułą analizy technicznej, jaką jest podążanie za dominującym trendem. To także dobra wskazówka na najbliższą przyszłość. Gdyby WIG20 zaatakował wsparcie wynikające z dołka ostatniej paniki, dla inwestorów na rynku kontraktów terminowych zapaliłaby się zielona lampka do działania.

Oczywiście tak jak w przypadku każdej strategii czy taktyki inwestycyjnej gra na spadki to nie tylko ustalenie dobrego momentu do otwarcia pozycji, ale także przygotowanie się na ograniczenie strat (uniemożliwienie wymknięcia się ich spod kontroli) w razie niepomyślnego rozwoju wydarzeń oraz opracowanie zasad realizowania papierowych zysków. Także tutaj pomocne mogą się okazać nawet najprostsze narzędzia analizy technicznej, takie jak poziomy wsparcia, średnie kroczące czy poziomy zniesienia.

A może hedging?

Na koniec warto też wspomnieć, że w czasach zawieruchy krótkie pozycje w kontraktach terminowych to nie tylko sposób na spekulacyjny zarobek, ale też możliwość zabezpieczenia portfela akcji przed spadkiem wartości (tzw. hedgingu). Na rozwiniętych rynkach zarządzający dużymi funduszami wybierają często krótką pozycję w kontraktach w celu zrównoważenia spadku wartości akcji zamiast ich sprzedaży.

Chociaż ostateczny rezultat ekonomiczny jest taki sam (brak strat w razie spadku kursów w skali całego portfela), to jednak operacja na kontraktach jest z natury tańsza. Chodzi nie tylko o prowizje maklerskie, ale też dużą płynność obrotu, jaką cechuje się giełdowy rynek instrumentów pochodnych. Znacznie łatwiej jest obrócić kontraktami terminowymi (nawet sporą ich ilością), niż opróżnić, a po pewnym czasie na nowo zapełnić, cały portfel akcji, zwłaszcza jeśli tych akcji są dziesiątki.

[email protected]

Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Polityka ważniejsza
Komentarze
Bitcoin znów bije rekordy. Kryptowaluty na łasce wyborów w USA?