Już wcześniej sytuacja nie była łatwa, a teraz jest jeszcze trudniejsza. Merkel traci poparcie i każda decyzja związana z większym zaangażowaniem niemieckiego podatnika w ratowanie Grecji będzie problemy chrześcijańskich demokratów powiększała. Z drugiej strony Grecja, która już została wsparta olbrzymią ilością gotówki nie jest w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań. Warunki wsparcia nie są spełniane. Do tego te warunki i zobowiązania są kontestowane na ulicach Aten. Czy to faktycznie skończy się wyjściem ze strefy euro? Oznaczałoby to bankructwo Grecji oraz znaczne straty europejskich banków. Oznaczałoby to także ogromne problemy banków greckich, których aktywa nagle skurczyłyby się przez utratę wartości papierów skarbowych.

A co poza Grecją? Trudno znaleźć jednoznacznie oczywisty czynnik, który stoi za takim pogorszeniem nastrojów. Trudne chwile przeżywa sektor bankowy w Wielkiej Brytanii, bo Moody's pogroził palcem, że będzie obniżał rating. Czy to wystarczy? A może to normalna zmiana cen w trakcie trendu spadkowego? W końcu ostatnie dwa tygodnie to była korekta spadku, a nie nowy trend wzrostowy. Skoro korekta, to należało się liczy z tym, że indeksy w Europie, ale i nasz, powrócą do przeceny, jaka pojawiła w pierwszych dniach sierpnia. Czy potrzeba do tego jakiejś szczególnej wiadomości? Trend jest trendem. Potwierdzeniem jego istnienia będzie pojawienie się nowych jego minimów. To pewnie nam dziś nie grozi. Zresztą nadal istnieje możliwość, choć trzeba przyznać, że coraz mniej prawdopodobna, że obecne wahania są częścią korekty. Pesymizm bez Amerykanów okazał się na tyle duży, że wraz Amerykanami rynki mogą sobie pozwolić na wzrost cen. Nie będę się wysilał z prorokowanie. Trzymanie się panującej tendencji jest rozwiązaniem chyba najwłaściwszym.