Czy zatem można już powiedzieć, że doszło do poważnej zmiany cen? Nie. Warunkiem do takiego wniosku jest pokonanie poziomu wsparcia w postaci dołka z 30 stycznia. Ten dołek nie był testowany. Najbliżej takiej możliwości byliśmy w piątek, ale do testu nie doszło. Uchronił nas wzrost na parze walutowej EUR/USD. Ten bowiem przełożył się na wzrost cen surowców, na czym skorzystały nasze spółki z tymi surowcami związane, a w szczególności KGHM. Wczoraj miedziowy kombinat zyskał ponad 3 proc. M.in. dzięki temu indeks WIG20 nie spadł poniżej poziomu 2300 pkt.
Tydzień spadku cen jest dla niedźwiedzi potwierdzeniem słuszności ich pozycji. Dla byków jest wynikiem normalnej w każdym trendzie korekty. Wysoka liczba otwartych pozycji udowadnia, że obie strony pozostają pewne swoich racji. Przyznam, że przewagę nadal przyznaję popytowi, ale nie jest to jakaś druzgocąca skala. Rynek mimo wszystko nie zdołał pokonać linii łączącej szczyty z sierpnia i października, o samych szczytach nie wspominając, co sprawia, że podaż ma w ręku pewne karty. Jak są silne, przekonamy się, gdy dojdzie do testu wsparcia znajdującego się w okolicy 2300 pkt.
Wczoraj do dołka na 2306 pkt zabrakło ledwie 12 pkt. Może mało, ale jednak zabrakło. Skoro pierwsze ważniejsze wsparcie nie jest nawet testowane, to pewność siebie podaży jest nieco na wyrost. Ja rozumiem, że można rozważać taki przebieg notowań. Sam o nim wspominam nie bez powodu.
Jednak co innego budować możliwe scenariusze, by być gotowym, a co innego operować na rynku na bazie sygnałów. Tych
mówiących o przewadze podaży jeszcze nie było. Wysoka LOP wskazuje jednak na to, że znaczna część uczestników rynku jest przekonana o rychłej przecenie. Skoro sygnałów jeszcze nie było,