14,3 proc., 11,1 proc., 12,1 proc. oraz -21,9 proc., -2,0 proc., 6,6 proc. To zestawienie kwartalnych zmian dwóch indeksów giełdowych. Pierwsze trzy liczby to zmiany z dwóch kwartałów ubiegłego roku oraz pierwszego kwartału bieżącego roku, jakie zanotował indeks S&P500. Trzy kolejne liczby to analogiczne zmiany wyliczone dla indeksu WIG20. Nie trzeba być wielkim matematykiem, by zauważyć znaczącą różnicę między tym, co wydarzyło się w ostatnim czasie w USA, a tym, co miało miejsce w Polsce. Czy ta dysproporcja będzie trwała nadal?
Nie wiem, ale jeśli nadal się utrzyma, z czym trzeba się liczyć, to może się okazać, że wspomniane w pierwszym akapicie wyjście nad 2450 pkt. będzie jedynie marnym wyskokiem o kilkadziesiąt punktów. Ostatnie dwa tygodnie skłaniają do oczekiwania na dalszą przecenę. Przez ten czas popyt zdecydowanie nie potwierdzał możliwości podniesienia cen. W trakcie zwyżek obrót był niewielki. Wprawdzie w trakcie spadków również aktywność nie dopisywała, ale to przecież popyt miał być teraz górą. Po rajdzie styczniowym takie oczekiwania były uzasadnione. Brak kontynuacji ruchu styczniowego sprawia, że początek kwietnia prawdopodobnie przebiegnie nam na spadku w kierunku grudniowo-styczniowej konsolidacji.
Teraz pojawia się pytanie, co dalej. Na razie wiele wskazuje na to, że właśnie w okolicy 2200 pkt. będzie budowana podstawa do odbicia i zwyżki cen. Co za tym przemawia? Po pierwsze, to w tym rejonie znajduje się ostatnia luka hossy, która zapoczątkowała przyspieszenie wzrostu cen. Teraz można oczekiwać, że jej rejon będzie wykorzystywany przez popyt jako baza do kolejnej zwyżki. Po drugie, wspomniana luka kończyła kreślenie miesięcznej konsolidacji z zakresem nieco przekraczającym 100 pkt. Można spokojnie założyć, że poziom tej konsolidacji będzie działał jako silne wsparcie. Po trzecie, to w tej okolicy będzie biegła linia wsparcia, która ma swój początek przy dołku z września.
Tu mała uwaga. Spójrzmy na wykres indeksu WIG20 (Wykres_1). Widać na nim dwie linie. Jedna oparta o wspomniany dołek z września oraz dołki z grudnia i stycznia. To znana linia z wcześniejszych wykresów. Jednak widać także inną linię (czerwona), która wprawdzie zaczyna się przy wrześniowym dołku, ale ma nieco słabsze nachylenie. W sam raz, by ograniczyć ewentualny spadek po naruszeniu linii położonej nieco wyżej (strząśnięcie). Skąd się wzięła linia czerwona? Rzućmy okiem na wykres tygodniowy indeksu (Wykres_2). Jak widać, jest to linia równoległa do linii opartej o szczyty indeksu z kwietnia 2010 roku i kwietnia 2011 roku.
Teraz możemy wrócić do wykresu dziennego, gdzie zaznaczone na wykresie tygodniowym linie także widać, ale towarzyszą im także inne. Co się stanie, gdy faktycznie pojawi się w okolicy 2200 pkt. formacja dołkowa? Bezsprzecznie trzeba będzie na nią reagować. Zapewne przyjdzie czas, gdy będzie nam dane rozstrzygać, czy to już, czy jeszcze nie. A jeśli „już", to co dalej? Zanim do tego dojdziemy, jest jeszcze „po czwarte". No więc, po czwarte, spadek, jaki miał miejsce w lutym można traktować jako pierwszą fazę osłabienia. Po niej przyszedł czas odbicia, który zakończył się 16 marca. Później mieliśmy spadek, który można potraktować jako początek drugiej fazy osłabienia. Jeśli założyć, że będzie ona odpowiadała wielkością pierwszej fazie, to powinna się zakończyć w okolicy rozważanego wsparcia.