Dokładnie, jak donosi Mark Hulbert, wskaźnik obrazujący tę wypadkową rekomendacji wynosił po poniedziałkowej sesji -47,1 proc. Taka wartość wskaźnika to przejaw pesymizmu, a taką skalę pesymizmu widziano ostatnio we wrześniu 2010 roku. Co z tego wynika? Skoro tak wygląda średnia rekomendacja, to kto ma teraz sprzedawać? Czy ten pesymizm nie jest przesadzony? Analiza nastrojów nie prowadzi bezpośrednio do generowania sygnałów, ale może być pomocna w określaniu momentu wyczerpywania się potencjału aktualnego ruchu cen. Tak duży pesymizm jest czynnikiem, który sugeruje, że potencjał do spadku jest ograniczony. Nie jest to jednak w żadnym wypadku przesłanka do zmian opinii o rynku. Pesymizm równie dobrze może być jeszcze większy. Określenie punktu zmiany kierunku ruchu to już jest zupełnie inna sprawa. Za to odpowiadają ceny.
Można także dyskutować, z czym będziemy mieli do czynienia, gdy ceny faktycznie zatrzymają spadek, a później zaczną rosnąć. Czy będzie to już koniec spadków? Hulbert posługuje się stwierdzeniem, że taki pesymizm jest podstawą do opinii o zakończeniu korekty. Tym samym zakłada, że spadek ten jest korektą we wzroście. To pociągałoby za sobą założenie, że powrót do zwyżek prowadziłby w konsekwencji do wyjścia ponad tegoroczne maksima. To już sprawa wysoce dyskusyjna. Moim zdaniem warto rozważyć także możliwość, że ten mocny pesymizm przez pojawienie się korekty wzrostowej zostałby zredukowany. W sam raz, by było możliwe ponowienie spadków za jakiś czas. Innymi słowy, wzrost cen, jaki może się pojawić, byłby korektą w ramach większego ruchu spadkowego.
Rozważania dotyczą wprawdzie rynku amerykańskiego i jego szczególnej odnogi, jaką jest Nasdaq, ale z pewnością wnioski, jakie się przy tym pojawiają, warto brać pod uwagę przy analizowaniu możliwych zmian cen na GPW. W tym wypadku szans na pokonanie poziomu 2100 przez kontrakty indeks WIG20.