Euro 2012 to nie tylko zyski

Pięć lat temu, tuż po przyznaniu nam organizacji Euro 2012, napisałem tekst krytykujący staranie się o organizację tego turnieju. Nie zmieniłem od tego czasu zdania. Nie jestem wrogiem piłki nożnej.

Aktualizacja: 19.02.2017 05:37 Publikacja: 23.06.2012 02:39

Piotr Kuczyński

Piotr Kuczyński

Foto: Fotorzepa, Szymon Łaszewski SL Szymon Łaszewski

Pół wieku temu szalałem na jej punkcie. W dawnych czasach nie było jednak tyle komercji, ile mamy teraz. Kibice to przede wszystkim „mięso armatnie" dla UEFA czy FIFA oraz dla handlu, reklamy i mediów. Wystarczy przeczytać kilka artykułów na temat, żeby dojść do wniosku, że nie tyle o sport tu chodzi, ile o potężne pieniądze.

Jeśli widzę manię, czasem wręcz histerię (bez względu na jej pochodzenie), to natychmiast staję z boku i staram się temu zjawisku przyjrzeć na zimno. Uważam zresztą, że po części każdy analityk powinien zachowywać się podobnie. Na rynkach finansowych większość, najczęściej nie ma racji. Często jest też tak i na innych polach. Niedawno (do momentu odpadnięcia drużyny polskiej) coś takiego obserwowaliśmy. Jasne, to nieszkodliwe szaleństwo, które poprawia nastroje (o ile Polska nie przegrywa), ale czy przypadkiem koszt nie jest za duży? Czy nie jest tak, że kołdra jest krótka i jeśli wystarczy na „igrzyska", to już na „chleb" nie bardzo?

Obowiązującym w głównym nurcie trendem jest mówienie o dobrodziejstwie turnieju dla rozwoju gospodarczego Polski. Przede wszystkim chodzi o infrastrukturę: dworce, drogi, kolej, lotniska, stadiony, hotele itp. I tutaj mam olbrzymie wątpliwości. Jeśli się mówi, że bez Euro 2012 nie byłoby budowy autostrad, modernizacji kolei, budów lotnisk, to tak jakbyśmy mówili, że rząd jest nieudolny. Ja nie jestem takim pesymistą. Uważam, że środki unijne i mądra polityka inwestycyjna rządu dałyby lepsze wyniki niż w budowanie w pośpiechu i nie zawsze tego, czego nam nie było potrzeba. Do rozbudowy polskiej infrastruktury nie był potrzebny pretekst w postaci Euro 2012. Jak budowano i jak na tym wyszły polskie firmy to już dobrze wiemy...

Budowano też w wielu przypadkach nie to, co jest w Polsce potrzebne. Owszem, gdyby organizowano turniej w kraju, gdzie są piękne drogi i stadiony to pozostawałoby upajać się piłką. Jednak Polska takim krajem nie była. Czy naprawdę potrzebne nam były stadiony za ponad cztery miliardy złotych? To był priorytet kraju na dorobku? Stadiony, których zagospodarowanie po mistrzostwach będzie bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe?

Jednak wydatki na Euro 2012 to nie tylko stadiony. To strefy kibica (wiele milionów złotych), dezorganizacja ruchu w miastach gospodarzach oraz zaburzenia w pracy wielu firm. Czy to się zwróci? Entuzjaści mówią, że tak, że z nawiązką. Ja w to bardzo wątpię. Polska ma doskonałą reklamę – to fakt. Jednak nasz kraj nie ma klimatu Hiszpanii i mówienie o tym, że Euro 2012 przyciągnie wielu turystów, według mnie jest nieporozumieniem (mimo przepięknych sondaży z odpowiedziami udzielanymi z uprzejmości).

Co z pewnością zostanie po Euro 2012? Długi!

Co z pewnością zostanie po Euro 2012? Długi! Miasta gospodarze potężnie się wykosztowały. Takim klasycznym przykładem jest ponoć (informacje z prasy) Poznań. Tam cztery lata temu zadłużenie wynosiło 600 mln zł. Dzisiaj to blisko 2 mld zł przy budżecie 3 mld zł. Samorządy nie mogą się zadłużać ponad 60 proc. budżetów. Co więc czeka mieszkańców wielu miast? Albo drastyczny wzrost podatków albo totalny zastój w inwestycjach.

Poza tym zabiera się pieniądze kulturze, a przecież są liczni Polacy, którym ona jest potrzebna. Nie dba się o szeroko rozumianą sferę publiczną, skupiając się tylko na wąskim wycinku (tak zwanym sporcie). „Tak zwanym", bo przecież te inwestycje w żadnym przypadku nie zwiększają usportowienia młodzieży. Owszem sprzyjają siedzeniu przed telewizorem i napędzają konsumpcję piwa i innych napojów (również wyskokowych). Czy takie przekierowanie pieniędzy to był właściwy wybór?

Zakończę bardziej optymistycznie. Być może jednak w Euro 2012 jest też coś, co nawet mnie się spodoba. Przez bardzo długi czas, a z pewnością przez niemal pół roku, dziwiliśmy się, że akcjami z GPW nie jest zainteresowany kapitał zagraniczny, mimo że Polska zbierała znakomite recenzje za swoją gospodarkę. Wygląda na to, że zagranica sobie o nas niedawno przypomniała.

Być może Euro 2012 dało pretekst do takiego przypomnienia, bo tuż przed jego rozpoczęciem?zachowanie naszej giełdy?i złotego stało się zdecydowanie mocniejsze niż innych giełd i walut europejskich. Dobrze by było, żeby i po zakończeniu turnieju to zainteresowanie się utrzymało.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów