Weekendowa Analiza Futures

Za nami dość ciekawy tydzień. Pozostawił po sobie kilka aspektów wartych przemyślenia. Czy ostatnie maksima są faktycznie maksimami wzrostów? Jak rynki mają odebrać ostatnie dane o zatrudnieniu w USA oraz sygnały o poluzowaniu polityki pieniężnej w strefie euro i Chinach?

Aktualizacja: 19.02.2017 03:06 Publikacja: 08.07.2012 00:38

Weekendowa Analiza Futures

Foto: ROL

ECB obniżył stopy procentowe o 25 pkt. bazowych, a w USA pojawił się trzeci z rzędu słaby raport o stanie rynku pracy. Słabsze dane miałyby skłaniać do podjęcia bardziej zdecydowanych działań ze strony amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Zresztą zapowiadał to sam Ben Bernanke stwierdzając, że bank centralny jest gotowy na wszelkie możliwości, o ile zajdzie taka konieczność. Czy seria słabszych danych taką okolicznością jest?

Nie jest. Dane, jakie pojawiły się w piątek okazały się słabe. Wskazują one na to, że Fed może wkrótce (miesiące) podjąć decyzję o wdrożeniu luzowania ilościowego, ale one o tym nie przesądzają. Innymi słowy jest to krok w kierunku QE3, ale mały. Tu nadal jest zbyt wiele czynników, które powstrzymują bank centralny przed bardziej zdecydowanymi działaniami. Trzeba zauważyć, że o ile rozczarowała liczba nowych etatów w sektorze pozarolniczym (szczególnie po zachęcającym raporcie ADP), to z drugiej strony stopa bezrobocia pozostała taka, jak poprzednio pomimo wzrostu liczby osób aktywnie poszukujących pracę. Wydłużył się także średni tydzień pracy. Jest to zmiana, która jest ekwiwalentem wzrostu liczby etatów. Wzrost zatrudnienia tymczasowego jest największy od miesięcy, a on uchodzi za wskaźnik wyprzedzający dla zmian liczby etatów. Poza tym, nawet analizując tylko zmianę liczby etatów, nie mamy do czynienia z pogarszaniem się sytuacji, ale stabilizacją na niskim poziomie wzrostu. Trzeba także pamiętać, że Fed nadal stymuluje gospodarkę Operacją Twist. Nie przesądzam, czy jest to wystarczające działanie, ale na razie jest dobrym argumentem za tym, by powiedzieć, że Fed już coś robi, a więc by miał zrobić coś więcej, potrzeba wyraźnego pogorszenia sytuacji. Mamy więc paradoks, gdy słabsze dane okazują się zbyt dobre. Zbyt dobre, by grać na QE3. Taka gra w tej chwili nie ma sensu i to może być dla części uczestników rynku (tych najbardziej niecierpliwych) rozczarowaniem. Przejawiać się ono może w spadku cen akcji oraz wzroście wartości dolara.

Obniżenie stóp procentowych przez ECB może uchodzić za złamanie przez europejskich bankierów pryncypiów walki z inflacją, ale prawda jest taka, że po ECB oczekiwano znacznie więcej. Obniżka była ruchem oczekiwanym i tu o zaskoczeniu nie było mowy. Także i w tym miejscu mamy za to do czynienia z rozczarowaniem. Trwający kryzys w strefie euro połączony z powolnym podejmowaniem decyzji przez europejskich polityków oraz brakiem jednomyślności dla dotychczasowych propozycji wraz z sygnałami pogarszania się sytuacji makroekonomicznej skłaniały do oczekiwania przez uczestników rynku, że przy rozważaniu różnych możliwości wypłynie koncepcja skupu obligacji hiszpańskich i włoskich. Tymczasem, jak poinformował szef ECB Mario Draghi, ten temat nie był w ogóle dyskutowany. Także i ten czynnik działa osłabiająco na notowania akcji. Kto liczył na to, że ECB wejdzie do akcji, ten się przeliczył.

Mamy więc osobliwą sytuację, gdy rynki są po miesiącu zwyżek. Wzrost cen był w części napędzany możliwością nadejścia czasów luźnej polityki pieniężnej. Teraz wiadomo, że nawet jeśli taki czas nadejdzie, to nie będzie to już w najbliższych tygodniach. Możliwość wzrostu wartości dolara może przełożyć się negatywnie na wyceny wielu aktywów, a w szczególności ceny akcji na rynkach rozwijających się. Z tego względu pojawia się uzasadniona wątpliwość, czy rynek akcji w Warszawie będzie w stanie pokonać ostatnie szczyty. W przypadku indeksu WIG20 mowa jest o wątpliwościach, czy ten będzie w stanie osiągnąć okolicę 2350 pkt., która wcześniej uchodziła za poziom realny (Wykres_1). Pisałem o tym tydzień temu. Już zachowanie cen poszczególnych spółek poddaje ten scenariusz w wątpliwość. Teraz dochodzi rozczarowanie związane z w najlepszym razie dłuższym oczekiwaniem na luzowanie ilościowe w USA.

Swoje dorzuci w czwartek KGHM. Spółka tego dnia będzie pierwszy raz notowana bez prawa do dywidendy, co będzie miało negatywny wpływ na wartość indeksu. Kontrakty nie będą na to zważać. Skala luki między instrumentem bazowym, a terminowym znacząco się zmniejszy. Będzie to czynnik utrudniający analizę. Indeks sztucznie spadnie, a więc warto sygnały oprzeć na zmianach cen kontraktów, a w szczególności na zmianach cen serii wrześniowej. Obecnie poziomem odniesienia dla zmiany nastawienia na negatywne jest dołek ostatniej większej korekty, a więc minimum z 25 czerwca. W przypadku kontraktów jest to poziom 2148 pkt. Indeks być może spadnie pod swój analogiczny dołek wcześniej niż kontrakty, ale to zmiana cen kontraktów jest dla nas wiążąca.

Gdyby taki sygnał padł, to gdzie nas ewentualny spadek mógł zaprowadzić? Myślę, że zupełnym minimum dla takiego ruchu jest dodarcie do okolic 2000 pkt., a więc małej konsolidacji z przełomu maja i czerwca. Osiągnięcie wartości bliskiej 2000 pkt. mogłoby wyczerpywać potencjał spadku, gdyby rynek wykazywał siłę lub pojawiły się okoliczności wspierające byków. Taką okolicznością mógłby być choćby kolejny raport o stanie amerykańskiego rynku pracy, o ile byłby on znaczącym negatywnym rozczarowaniem, co automatycznie ponownie uruchomiłoby grę pod QE3. Być może czynnikiem będzie coś innego, o czym teraz nie wiemy.

Jedno jest tu ważne. Jeśli faktycznie spadek zatrzymałby się nad dołkiem z maja, to późniejszy ewentualny wzrost cen zapewne wyniósłby rynek ponad obecne maksimum zwyżki, a pewnie doszłoby również do walki w okolicy 2400 pkt. Nie wybiegajmy jednak za bardzo do przodu. Na razie niewiadomą jest, czy w ogóle ceny będą teraz spadać.

Za spadkiem cen przemawia kiepska aktywność w ostatnich tygodniach, co nie potwierdzało ruchu cen. To także równie kiepskie zachowanie popytu w sytuacjach, gdy kupujący powinni przeważać. Nie bez znaczenia jest także fakt, że nasz rynek nie palił się do wzrostu z równym zapałem, jak czyniły to rynki zachodnie. Na początku tygodnia Martk Hulbert wskazywał na znaczny skok nastrojów amerykańskich autorów biuletynów inwestycyjnych, co podważa potencjał do znacznej zwyżki. Wspomniana wyżej perspektywa umacniania się dolara tylko dodaje niedźwiedziom argumentów, choć z innej sfery. Czynnikami ryzyka są także raporty spółek amerykańskich. W poniedziałek rozpoczyna się sezon publikacji wyników za II kw. W tym tygodniu będzie jeszcze w miarę spokojnie. Poznamy wyniki Alcoa oraz w piątek ujawnią swoje osiągnięcia JP Morgan oraz Wells Fargo. Nie można także zapomnieć o tym, że poza zaplanowanymi głównie na drugą połowę tygodnia publikacjami w USA, czy strefie euro, pojawi się pakiet informacji o sytuacji gospodarki chińskiej, co w kontekście ostatniego ruchu Ludowego Banku Chin ma znaczenie. Ewentualne potwierdzenie osłabienia gospodarki Państwa Środka będzie negatywnie wpływać na wyceny surowców oraz wzmagać awersję do ryzyka, co miałoby przełożenie na wzrost wartości dolara amerykańskiego.

Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Polityka ważniejsza
Komentarze
Bitcoin znów bije rekordy. Kryptowaluty na łasce wyborów w USA?