Ben Bernanke rozczarował wielu, ale na rynku rozczarowanie to nie trwało długo. Ostatecznie notowania na wczorajszej sesji zakończyły się wzrostem wartości indeksów akcji. Zdaniem komentatorów przeważyła radość z opublikowanych wyników. Indeks przemysłowy zakończył sesję zwyżką o 0,62 proc. W przypadku indeksu S&P500 wzrost wyniósł 0,74 proc., a indeksu Nasdaq 0,45 proc. Nie są to zmiany olbrzymie, ale ważne jest tu to, że doszło do zwrotu po spadku, jaki pojawił się krótko po wystąpieniu szefa Fed. No i jest to drugi wzrost cen w ostatnich trzech dniach.
Wyniki, którymi się zachwycano w trakcie notowań to choćby znacznie większy od prognoz zysk wypracowany przez znienawidzony, ale jednocześnie podziwiany, przez inwestorów indywidualnych Goldman Sachs. To także niezłe rezultaty Coca-Coli. Na tym polu było także ciekawie i po sesji. Intel obniżył prognozy na przyszłe kwartały, a Yahoo zaprezentował wynik lepszy od oczekiwań. Rynkowi to już jednak za mocno nie pomogło. Kontrakty na indeksy amerykańskie znajdują się pod poziomem z zamknięcia wczorajszej regularnej sesji.
Poprawa nastrojów na naszym rynku jest możliwa, ale jeśli w ogóle się pojawi, to raczej będzie niewielka. Przypuszczam, że rozpoczniemy notowania blisko poziomu wczorajszej końcówki. Mało optymizmu na początku dnia sprawia, że nadal będziemy w zawieszeniu między sygnałem potwierdzenia obecnego nastawienia negatywnego, a sygnałem negującym to nastawienie. Dzięki temu jesteśmy ograniczenia poziomami dołka z ostatniego czwartku i szczytu z 5 lipca. W ubiegłym tygodniu sygnał się pojawił, ale nie poszła za tym fala spadków. Z tego względu nadal należy brać pod uwagę scenariusz powrotu do zwyżki i ruchu w kierunku 2350-2400 pkt. Pokonanie przez ceny kontraktów szczytu z 5 lipca oznaczałoby, że sygnał był fałszywy. Cóż, zdarza się. Problem polega na tym, że rynek nie specjalnie się pali do jakichkolwiek ruchów. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.