Wczorajsze notowania w USA zakończyły się wzrostem cen akcji i ich indeksów. Być może skala zwyżki nie powala na kolana, ale w warunkach, w jakich wczoraj odbywały się notowania nawet tak mały wzrost można uznać jeśli nie zaskakujący, to przynajmniej szczęśliwy dla posiadaczy długich pozycji. Równie dobrze indeksy mogły stracić na wartości 1 proc., a nikt by nie był zdziwiony. Bykom udało się nie tylko wybronić przed taką przeceną, ale nawet zakończyć dzień na plusach. Indeks przemysłowy zyskał wczoraj 0,27 proc., indeks S&P500 wzrósł o 0,27 proc., a najlepszą zmianę zanotował Nasdaq, którego wartość wzrosła o 0,79 proc.
Wzrost cen jest o tyle znaczący, że wczoraj opublikowane zostały dane, z których każda zmienna okazywała się słabsza od oczekiwań. Już liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych okazała się większa niż się tego spodziewano. Tu jeszcze można to tłumaczyć przesunięciem „wnioskowania" z tygodnia poprzedniego, który był krótszy ze względu na Dzień Niepodległości (swój wpływ mają także coroczne letnie przestoje w sektorze motoryzacyjnym). Zatem wyższa od oczekiwań liczba wniosków nie przerażała, choć właściwie nie wiem, jak zareagowałby rynek na pogorszenie się sytuacji na rynku pracy. Skoro słabsze dane miałyby wpływ na przyspieszenie decyzji o programie luzowania ilościowego, to być może gorsze dane przyjętoby z radością? Zresztą tak właśnie można tłumaczyć zignorowanie przez rynek danych, które pojawiły się później. Mniejsza od prognoz liczba sprzedanych domów na rynku wtórnym to najmniejszy problem. Słabszy okazał się wskaźnik aktywności przemysłu w rejonie Filadelfii, a za gorszy odczyt odpowiadał m.in. subindeks zatrudnienia. Ale odbił subindeks nowych zamówień. Nowe zamówienia stały się za to głównym czynnikiem osłabiającym indeks wskaźników wyprzedzających. Ten ostatni także zaskoczył większym od prognoz spadkiem.
Rynek akcji w USA przyjął dane ze spokojem, choć mógł zareagować osłabieniem. Co stoi za tą mocą? Czy to tylko wpływ wyników spółek? Jeśli tak, to długo on nie potrwa. Tym bardziej, że wspominane dane wskazują na pogłębiające się problemy gospodarki amerykańskiej. IBM podał dobre wyniki, ale to nie wystarczy na więcej niż jedną sesję. Czynniki makro mają dłuższy okres oddziaływania.
Jak już jesteśmy przy wynikach, to warto wspomnieć o wczorajszych raportach dwóch potentatów: Microsoftu i Google. W obu wypadkach skorygowane o wpływ wydarzeń nadzwyczajnych wyniki okazały się lepsze od oczekiwań. W obu przypadkach mamy wzrost ceny o ponad 2 proc. To lekko podbiło ceny kontraktów na Nasdaq100.
Nasz rynek zachowuje się tak, jakby żył w innej rzeczywistości. Od czterech dni nic się na nim nie dzieje. Trwa trend boczny, mimo iż w Niemczech, czy USA mamy do czynienia ze zwyżką cen. Czy tą separacją mamy się przejmować? Czy to jest jakaś manifestacja oczekiwań na spadek? Trudno powiedzieć. Równie dobrze, może to być wynik wakacji i braku chęci do handlu. Tylko że wtedy, nie byłoby także reakcji na ewentualne spadki rynku zachodnich. Wkrótce przekonamy się, jak jesteśmy wrażliwi na osłabienie, skoro na umocnienie nie reagujemy.