Wczorajsza sesja w USA? Nie specjalnie jest o czym pisać. Indeks przemysłowy Dow Jones zakończył dzień wzrostem o 0,39 proc. Indeks S&P500 zyskał 0,51 proc., a Nasdaq 0,87 proc. To nie są zmiany na tyle duże, by się nad nimi szczególnie nisko pochylać. Można nadwyrężyć plecy, a i tak za wiele się nie dowiemy. Ważne jest to, że mamy za sobą kolejną sesję małej zwyżki, przy czym ważniejsze wydaje się to, że jest ona mała. Indeksy amerykańskie zawędrowały już dość wysoko i wg wspominanej w „Weekendowej..." analogii, już za wiele nie powinny podskoczyć. Raczej trzeba się liczyć z tym, że powoli zbliżamy się do punktu przegięcia.

Nikkei zakończył dzień wzrostem o 0,9 proc., co może w połączeniu z pozytywnym zamknięciem w USA sprawić, że zaczniemy nieco powyżej wczorajszej końcówki. Na fajerwerki jednak bym  nie liczyć. Kalendarz potwierdza, że także i dziś notowania mogą być nudne. Wczorajsza informacja o słabszych od oczekiwań zamówieniach w niemieckim przemyśle nie ruszyła rynkiem. Dziś w południe poznamy aktywność niemieckiego przemysłu, czyli opublikowana zostanie dynamika produkcji przemysłowej. Na 14:30 zaplanowane jest ujawnienie drugokwartalnej dynamiki jednostkowych kosztów zatrudnienia oraz wydajności pracy w USA. Także i te dane nie mają mocy, by poważniej szarpnąć rynkiem.

Ostatnie próby popytu nie są zbyt przekonujące. Niska aktywność tylko te wątpliwości potęguje. Rodzi się pytanie, ile taka zwyżka jeszcze może potrwać? Obawiam się, że nie za długo. Tym bardziej, że do tej pory nie została ona przerwana żadną poważniejszą korektą. Owszem, można przyjąć, że mamy silny rynek byka, który na korektę nie pozwala, ale ta siła jest raczej wirtualna. Przewaga popytu wynika z bierności podaży, która na wzrost cen pozwala. Nie stawia ona warunków. Popyt nie przeszedł żadnego poważnego testu swojej siły, a tym samym jego ocena nie powinna być zbyt wyrazista.