Sesja rozpoczęła się od wzrostu cen, co można było uznać za echa niezłej końcówki notowań w USA w piątek. Tym bardziej, że nasz rynek piątkowe notowania zakończył słabo, a więc wczorajszy wzrostowy poranek można było odczytać jako nadrabianie względem Zachodu. To nadrabianie trwało jednak bardzo krótko. Jeszcze przed rozpoczęciem notowań na rynku akcji, ceny kontraktów wróciły do poziomu piątkowego zamknięcia. Po rozruchu rynku kasowego ceny spadały dalej. Spadek zatrzymał się 1 pkt nad poziomem wsparcia. Wsparciem jest poziom 2275 pkt, a dla graczy nieco wolniejszych poziom 2250 pkt. Wczoraj zagrożony testem był ten wyższy. Ostatecznie do testu nie doszło, choć całe popołudnie ceny wahały się tuż nad dołkiem dnia. W końcowych minutach notowań doszło do odbicia i oddalenia cen kontraktów od poziomu, którego pokonanie oznaczałoby wstępny sygnał rozpoczęcia fazy spadków. Potwierdzeniem było zejście pod 2250 pkt. Brak sygnału na wczorajszej sesji nie jest specjalnie przykry, gdyż w trakcie notowań aktywność graczy była bardzo słaba, a zatem lepiej się złożyło, że do sygnału w takich warunkach nie doszło. Miejmy nadzieję, że ewentualne testowanie wsparcia będzie miało potwierdzenie w większym zaangażowaniu uczestników rynku.
Na koniec ciekawostka z rynku amerykańskiego. W piątek indeks S&P500 wyznaczył kolejny szczyt zwyżki. Poprzednio przy wyznaczaniu szczytu przez indeks, swoje szczyty wyznaczyło 78 spółek wchodzących w jego skład. Było to nieco ponad 15 proc. wszystkich papierów. W piątek nowe szczyty wyznaczyły 42 spółki, czyli jedynie 8,4 proc. wszystkich papierów. Jeśli za wiarygodny uznać wzrost, który jest szeroki i uczestniczy w nim wiele spółek, to powyższa statystyka powinna przynajmniej zastanawiać. Wydaje się, że jest to kolejny argument za tym, by do wzrostu podchodzić z ostrożnością.