Jedyną zmianą, jaką da się zauważyć, jest wzrost liczby otwartych pozycji. To wskazówka, by widzieć tę fazę niskiej zmienności jako fazę pęczniejących pozycji.
Niska zmienność cen sprawia, że ocena rynku przy użyciu narzędzi analizy technicznej nie ulega zmianie. Nie zostały pokonane żadne istotne poziomy wsparcia lub oporu. Można jedynie pokusić się o sugestię, że poniedziałkowa obrona poziomu wsparcia podtrzymuje tezę o trwającym trendzie wzrostowym. To jest główny wniosek i ostateczny w kontekście możliwych opcji nastawienia do rynku. Skoro ceny w krótkim terminie nadal rosną, to znaczy, że nastawienie negatywne wciąż nie ma racji bytu. W poniedziałek było blisko choćby przetestowania wsparcia, ale nic z tego nie wyszło. Teoretycznie więc taka sytuacja powinna skłonić graczy do większego zaangażowania się na rynku po jego długiej stronie. Ta większa chęć powinna wspomóc ceny na rynku akcji, a indeks i kontrakty terminowe na ten indeks powinny się wznosić. Z tym wznoszeniem jest jednak problem. Po pierwsze, skala zwyżki w ramach oddalenia od wsparcia jest mała. Po drugie, nasz rynek wprawdzie się podnosił, ale z wyraźnym ociąganiem, co sprawiało, że wzrost nie był porównywalny z tym, co działo się choćby w Niemczech. DAX wyznaczał podczas wczorajszych notowań nowe maksima zwyżki, a naszemu WIG20 brakowało do podobnego wydarzenia kilkudziesięciu punktów.
W tej sytuacji nie dziwi, że istnieje spora grupa graczy wątpiących w możliwość kontynuacji aktualnego trendu. Warto jednak pamiętać, że wątpliwości to zbyt mało, by cokolwiek czynić. Muszą one być potwierdzone przez zachowanie cen. Skoro jednak rynek rośnie (w kiepskim stylu, ale jednak), to z niedźwiedzimi zapędami trzeba się wstrzymać. Warto także pamiętać, że wątpliwości dotyczące trendu są jego pożywką. Zatem uparte obstawianie spadków w takiej sytuacji może być kosztowne. Sam wątpię w zwyżkę, ale nie mam zamiaru pisać, że rynek spada, skoro rośnie.