To w ostatnich tygodniach właściwie standard. A jeśli przypomnimy sobie to, co działo się w sierpniu, to okres niskiej zmienności można spokojnie liczyć w miesiącach.
Niska zmienność to dla spekulantów niekorzystne warunki do handlu. W końcu zarabia się na zmianach cen, a gdy tych zmian nie ma, to też ciężko o zarobek. Dla daytraderów sytuacja jest tym bardziej dramatyczna. Pozostaje zatem alternatywa: albo sobie odpuścić i poczekać na lepsze czasy, albo wydłużyć horyzont spekulacji do więcej niż jednego dnia. Można podejrzewać, że rasowy daytrader wybierze pierwszą opcję, gdyż nie będzie narażał kapitału, przetrzymując pozycję w nocy.
Pocieszające jest to, że taki stan rynku nie trwa wiecznie i prędzej czy później zostanie zakończony. Na większą zmienność liczyłem już jakiś czas temu, a miała być ona związana z pojawieniem się fazy osłabienia. Tej fazy jeszcze się nie doczekaliśmy. Trudno bowiem za taką uznać ostatnie dni. Nie o taką słabość tu chodzi. Rynek od prawie dwóch tygodni powoli się osuwa. Skala przeceny jak na tak długi czas jest bardzo mizerna. To pozwala sądzić, że popyt jeszcze podejmie próbę podniesienia cen. Dopiero po takiej próbie rynek mógłby spaść bardziej zdecydowanie.
Teraz próbę wzrostu utrudnia środowa przecena. Popyt, by myśleć o powrocie do trendu wzrostowego, musi wydobyć rynek ponad poziom wtorkowego maksimum. Zostałaby wtedy zanegowana środowa słabość. Wczoraj niespecjalnie popyt się silił. Wyjątkiem była sytuacja, gdy po opublikowaniu danych w USA ceny najpierw szybko spadły, by później równie szybko się podnieść i ten mały spadek zanegować. Taka kontra właśnie jest potrzeba w odniesieniu do środowej przeceny.
Dzisiejsza sesja będzie ostatnią w tym kwartale. Aż kusi, by podciągnąć ceny. Zobaczymy, co popyt potrafi. Jeśli to podniesienie skutkowałoby wyjściem nad 2420 pkt, zwyżka miałaby szansę jeszcze trochę potrwać. W przeciwnym wypadku czeka nas spadek pod 2364 pkt.