Indeksy amerykańskie lekko straciły na wartości podczas wczorajszej sesji. Indeks przemysłowy skurczył się o 0,46 proc., S&P500 spadł o niemal tyle samo (-0,47 proc.), a Nasdaq zakończył dzień 0,27 proc. poniżej piątkowego zamknięcia. Taka skala zmian nie powinna mieć większego znaczenia dla polskich spekulantów. Tym bardziej, że zmiana japońskiego Nikkei wyniosła dziś -0,3 proc. To wpłynie na minimalny spadek cen na stracie notowań kontraktów na WIG20.

Co było powodem osłabienia w USA? Przy takiej zmianie trudno dopatrywać się jednego czynnika, ale serwisy wydają się być zgodne, że za brakiem chęci do zakupów stała niższa od oczekiwań wartość wskaźnika ISM dla amerykańskiego przemysłu. Faktycznie wczorajsza publikacja okazała się negatywną niespodzianką i bywały już sytuacje, gdy tego typu rozczarowanie było w stanie poruszyć rynkiem akcji. Ciekawe jest jednak to, że tuż po wspomnianej publikacja zmiany na rynku nie były aż tak znaczące. Czy uczestnicy musieli sobie przetrawić dane? Być może, choć należy pamiętać, że na rynku amerykańskim działają również komputery, które błyskawicznie analizują napływające publikacje. Te maszyny nie potrzebują czasu na trawienie, a jak widać nie wywołały większej przeceny. Może więc te dane wcale tak nie przeraziły uczestników rynku.

Indeksy amerykańskie od połowy listopada znajdują się w tendencji zwyżkowej. Być może mają ochotę na korektę? Dla naszego rynku jest to o tyle ważne, że wczoraj doszło do zmiany nastawienia na pozytywne. Teraz patrzymy na rynek z punktu widzenia możliwości kontynuacji zwyżki. Jest ona możliwa, ale chyba nie od razu. Indeksy w Stanach skłaniają się do odreagowania wspomnianego wzrostu. Dziś pewnie niewiele się wydarzy za sprawą braku w kalendarzu zaplanowanych publikacji. Jednak już od jutra pod tym względem będzie ciekawiej.