Nowa odsłona

Wypowiadając się o wejściu do strefy euro warto na początku naszkicować swoje poglądy, bo wiadomo wtedy, z jakiej pozycji się mówi.

Aktualizacja: 16.02.2017 03:13 Publikacja: 08.01.2013 05:00

Piotr Kuczyński, główny analityk, DI Xelion

Piotr Kuczyński, główny analityk, DI Xelion

Foto: Archiwum

Ja jestem zwolennikiem euro, ale uważam się za realistę (w odróżnieniu od sceptyków i euroentuzjastów). Od wielu lat uważałem i uważam nadal, że po pierwsze, zadecydowaliśmy o konieczności przyjęcia euro w referendum, w którym przyjęliśmy traktat wprowadzający nas do Unii Europejskiej. Po drugie, uważam, że powinniśmy przyjąć euro wtedy, kiedy nasza gospodarka do tego dojrzeje. Czyli wtedy, kiedy gospodarczo zbliżymy się do Niemiec czy Francji. Wchodząc za wcześnie ryzykujemy tym, że powielimy błędy Grecji czy Hiszpanii.

Nie ulega wątpliwości, że przyjęcie euro, z wielu powodów, jest bardzo korzystne dla przedsiębiorców (choćby przez usunięcie ryzyka walutowego). Nie ulega też wątpliwości, że zyskają kredytobiorcy (niższe oprocentowanie) i turyści. Pozostaje jednak pytanie: czy opłaci się to społeczeństwu? Sceptycy mówią, że przyjęcie euro doprowadzi do  wzrostu inflacji. Badania nie potwierdzają tego, że znacznie wzrośnie wtedy inflacja. Jednak odczucia ludzi są inne.

Własny pieniądz i stopy procentowe to w kryzysie nieoceniona broń

Ceny importowanych i eksportowanych towarów nie wzrosną. Większość tego, co kupuje mniej zamożna część społeczeństwa, to produkty i usługi niewyceniane przez handel zagraniczny. To prawda, te ceny będą dążyły do  cen w starych krajach eurolandu. Tyle że – jak pokazują ostatnie badania – podstawowe produkty są w Polsce już tylko o kilkanaście procent tańsze niż w Niemczech (mimo że tam wynagrodzenia są  cztery razy wyższe). Ceny tych produktów będą rosły, ale bardzo powoli.

Trzeba jednak pamiętać, że przyjmując euro oddajemy stopy procentowe w ręce Europejskiego Banku Centralnego, a na kurs walutowy wpływu już w ogóle mieć nie będziemy. Czy EBC będzie podejmował decyzje odnośnie do stopy procentowej, biorąc pod uwagę problemy Polski? Oczywiście nie – będzie je podejmował w interesie wielkich krajów strefy euro. A pamiętamy przecież, jak słaby złoty pomógł naszej gospodarce w wyjściu obronną ręką z pierwszej fazy kryzysu w latach 2008–2009.

Osłabienie walut krajów rozwijających się następuje w kryzysie automatycznie. To zwiększa ich konkurencyjność, pomaga gospodarce i chroni rynek pracy. Co się stanie, jeśli kolejny kryzys uderzy w Polskę? Bez własnej waluty i własnych stóp procentowych będziemy mogli zareagować tylko jednym parametrem: rynkiem pracy. Bezrobocie gwałtownie wzrośnie. Nie przypadkiem Anglia i Szwecja bronią się rękami i nogami przed euro.

Czy błogosławieństwo niskich stóp procentowych (zdecydowanie niższych w EBC niż w NBP) będzie dla Polski korzystne? Tak, ale nie tylko korzystne. Bardzo niskie stopy niosą z sobą również zagrożenie. Nie tylko pobudzają gospodarkę, ale doprowadzają też do nadmiernego zadłużania się i zachęcają do bezsensownych inwestycji (rynek nieruchomości w Hiszpanii), co kończy się pęknięciem bańki i kryzysem. Gospodarki muszą być na zbliżonym poziomie, jeśli ma w nich obowiązywać ta sama waluta. Grzechem pierworodnym strefy euro było to, że tworząc ją nie wzięto tego pod uwagę.

Własny pieniądz i stopy procentowe to w kryzysie nieoceniona broń. Gdyby Grecja nie była w strefie euro, to drachma straciłaby na wartości i problemy tego kraju byłyby dużo mniejsze. Mówiąc o kryzysie trzeba też się zastanowić, czy warto wchodzić do strefy euro wtedy, kiedy panuje w niej potworny bałagan. Wtedy, kiedy nie jest pewne, czy wspólny pieniądz się obroni, a jeśli się obroni,, to czy strefa euro się nie zmniejszy (według mnie euro przetrwa, ale strefa euro będzie mniejsza). Uważam, że nie warto, ale prawdą jest, że zakładam, że kryzys potrwa wiele lat. Ktoś, kto jest optymistą i twierdzi, że w 2016 r. będzie już po kryzysie, jest w innej sytuacji. Jeśli będzie miał rację, to rzeczywiście wcześniejsze przyjęcie euro byłoby korzystne. Kto jednak odpowie za tę decyzję, jeśli optymista się pomyli?

Zachwalanie euro z pewnością Polsce nie zaszkodzi, spełnianie warunków koniecznych do przyjęcia euro też szkodzić nie będzie. Co złego jest bowiem w ograniczaniu zadłużenia, małym deficycie budżetowym, w niskiej inflacji i w niskich stopach procentowych? Nic. Wniosek jest prosty. Spełniajmy warunki, mówmy o woli przyjęcia euro, ale nie spieszmy się z zamianą złotego na europejską walutę. Polska i strefa euro muszą do tego dojrzeć.

Komentarze
Zamrożone decyzje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Co martwi ministra finansów?
Komentarze
W poszukiwaniu bezpieczeństwa
Komentarze
Polski dług znów na zielono
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Komentarze
Droższy pieniądz Trumpa?
Komentarze
Koniec darmowych obiadów