Inna sprawa, że obecnie nawet ruchy wynoszące kilkadziesiąt punktów nie muszą wiele zmienić. Na wykresie cen kontraktów mamy bowiem do czynienia z konsolidacją, a zatem wahania wewnątrz niej nie mają większego wpływu na ocenę perspektyw. Dopiero opuszczenie przez wykres, i to tylko takie o trwałym charakterze, zakresu konsolidacji pozwoli na dopasowanie opinii. Jeśli byłoby to wyjście górą (moim zdaniem mniejsze szanse), trzeba byłoby uznać, że podaż jednak traci przewagę, a rynek znalazł faktyczną równowagę w średnim terminie. O trendzie wzrostowym będzie można mówić dopiero po pokonaniu szczytu z marca. Spadek pod poziom minimum z ubiegłego tygodnia będzie wyjściem z trendu bocznego, ale i przypomnieniem, że to podaż jest siłą dominującą. Przynajmniej w tej chwili takie opcje wydają się najwłaściwsze. W przypadku scenariusza spadkowego (aktualne nastawienie faworyzuje tę wersję) będzie przypuszczalnie można oprzeć sygnały zmiany kierunku ruchu na korzystniejszych poziomach. Zwyżka cen w drugiej fazie dnia sugeruje, że popyt nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. To nie jest zaskakujące, skoro trwa trend boczny. Po prostu nikt nie pali się do podjęcia akcji. Brakuje wyraźnych impulsów. Wczorajsze publikacje (zamówienia na dobra trwałe oraz sprzedaż nowych domów w USA) nimi nie były. Pozostaje czekać, aż coś na rynek spadnie.