Do tego wartość obrotu firmami z WIG20 była wyjątkowo wysoka. Dodajmy do tego praktycznie jeden kierunek ruchu i wychodzi nam jasny obraz sytuacji. Mamy za sobą pokaz siły kupujących. Wydaje się więc zasadne, by oczekiwać kontynuacji tego ruchu. Skoro popyt wziął się do roboty, to znaczy, że teraz będziemy świadkami nowej fali impulsu wzrostowego. Te wnioski poparte są wyjściem cen kontraktów nad maksimum z września. Mamy więc klarowną sytuację. Czy rzeczywiście?

Dzień faktycznie był pomyślny dla posiadaczy akcji i długich pozycji, ale w rzeczywistości jeszcze niczego to nie przesądza. Wspominałem już w tym miejscu, że aktualne zmiany cen przypominają to, co działo się na naszym rynku w czerwcu. Wczorajsza sesja tego wrażenia nie neguje. Ba, ona jest z nim zgodna. To nie wczorajszy wzrost załamuje podobieństwo, ale to, co stanie się teraz. Jeśli rynek nie zdoła zebrać sił na kontynuację (a to zakłada wspomniana analogia), to wkrótce zobaczymy mało przyjemną falę osłabienia. Gdyby jednak wczorajszy pokaz był czymś więcej niż jednodniową iluzją, to wkrótce będziemy walczyć na poziomie marcowego szczytu z możliwością zmiany nastawienia na pozytywne. Skala zakupów może się podobać, ale sama w sobie sygnałem nie jest.