I to nie byle jaka, bo od razu o 50 punktów bazowych. Oznacza to, że za kilka miesięcy stopa referencyjna NBP będzie na poziomie 1,5 proc., najniżej w historii Polski, ale wciąż wyżej niż w wielu zachodnich krajach.
Cieszyć się czy płakać? Analitycy pewnie odpowiedzieliby wyświechtanym „to zależy". Ci, którzy spłacają już kredyty zapłacą niższe raty. Ci, którzy zamierzają je wziąć dostaną je po niższym koszcie. Banki zbiorą kapitał taniej niż było to do tej pory możliwe, a więcej pieniędzy w gospodarce rozpędzi konsumpcję i inwestycje. Prosperity na całego. Nic tylko skakać z radości.
Z drugiej strony, klienci dostaną niżej oprocentowane lokaty, a bankom przyjdzie się zmierzyć z kolejną redukcją stóp. Wyniki sektora znów znajdą się pod presją, a menedżerowie będą się głowić, co zrobić, żeby ubytek w rachunku jakoś zrekompensować. Mogą się np. wycofać z nieopłacalnych kredytów. W praktyce oznacza to, że dla części klientów zaciągnięcie kredytu w banku będzie niemożliwe. Jeśli nawet nie znajdziemy się w tym gronie, to banki podwyższą opłaty i prowizje przy sprzedaży kredytów, dorzucą kosztowne ubezpieczenie, zwiększą stawki za korzystanie z konta i karty, a zatem i tak odczujemy w portfelach słabszą kondycję rodzimych instytucji.
A spójrzmy jeszcze na rynek akcji. Już ubiegły rok nie był zbyt udany dla wyceny polskich banków. A i prognozy na 2015 r. nie napawają optymizmem: niskie stopy procentowe, niższa stawka interchange, wysokie opłaty na BFG to być może tylko część problemów, z jakimi być może musiały się zmierzyć w 2015 r. banki. Na starcie ich zyski spadną już o 2,6 mld zł (więcej na ten temat w dzisiejszym „Parkiecie"). Czy to odrobią? W przeszłości się udawało. Teraz powtórka z historii będzie jednak znacznie trudniejsza.