Rynek, jak widać, urozmaica sobie oczekiwanie na czwartkową decyzję Europejskiego Banku Centralnego kupowaniem kruszcu tradycyjnie uznawanego za „bezpieczną inwestycyjną przystań". Jeśli EBC zdecyduje się na program ilościowego luzowania polityki pieniężnej z prawdziwego zdarzenia, to euro będzie słabło w długim terminie, a kapitał wtłoczony przez decydentów z Frankfurtu w system finansowy napłynie też na rynki surowcowe. Dlaczego jednak inwestorzy uznali, że teraz warto ulokować pieniądze w złoto? Być może dlatego, że wzrost gospodarczy w Europie nadal jest słaby, chińska gospodarka zwalnia, Rosja zapada się w odmętach kryzysu, a Japonia walczy z recesją. Światowy wzrost gospodarczy nie zachwyca, a jednym z nielicznych jasnych punktów są Stany Zjednoczone, choć i w ich przypadku ożywienie jest dosyć nierówne.
Słaby wzrost gospodarczy na świecie w ostatnich miesiącach przekładał się m.in. na przecenę na rynku naftowym. W środę pojawiły się jednak oznaki odbicia. Baryłka ropy gatunku Brent zdrożała do 49 USD . Co prawda, trudno o sygnały mówiące o ożywieniu popytu na rynku, ale koncern BHP Billiton, największy zagraniczny inwestor w wydobycie z amerykańskich złóż łupkowych, ogłosił, że zmniejszy ilość aktywnych szybów w USA aż o 40 proc. Panująca od miesięcy bardzo kiepska koniunktura na rynku naftowym zaczyna więc już stopniowo uderzać w zyskowność amerykańskiej produkcji.