Znaczenie miał więc nie tyle sam fakt konsolidacji, ale to gdzie się ona znajdowała. Okazało się bowiem, że faza stabilizacji notowań pojawiła się tuż pod szczytami z ostatnich kilku sesji, a więc w górnej części trendu bocznego z tego tygodnia. To sugerowało, że jest szansa na zakończenie niewielkich zmian cen i wykonanie przez rynek bardziej znaczącego ruchu. Ruchu w górę. Problem w tym, że ta sugestia z biegiem czasu traciła na mocy. Gdy się okazało, że faza wąskich wahań się przeciąga, założenie o przewadze kupujących przestawało być takie oczywiste. Gdyby ta przewaga była taka wyraźna, to przecież na rynku nie przedłużałby się okres marazmu.
Rynek nadal ma szansę na zbliżenie się do okolicy szczytu z 13 stycznia. Na wiele więcej chyba jednak liczyć nie można. Tu w grę wchodzą zarówno czynniki techniczne, jak i analiza aktualnych nastrojów inwestorów indywidualnych. Jak się dowiedzieliśmy, relacja liczby byków do liczby niedźwiedzi wynosi w przybliżeniu 50 do 20. Można podejrzewać, że w razie zwyżki byłaby jeszcze bardziej optymistyczna. Optymizm jednak wzrostowi cen nie służy. Zmiana trendu pojawi się zapewne w chwili, gdy o optymizm będzie trudniej. Na razie pozostaje więc w mocy założenie o utrzymywaniu nastawienia negatywnego.