Wczoraj zwyżka była mniejsza – wyniosła niecały procent – ale również stały za nią dane fundamentalne. Departament Energii USA (DoE) w swoim raporcie, publikowanym zawsze dzień po raporcie API, potwierdził bowiem wyliczenia instytutu. DoE podał, że w minionym tygodniu spadek zapasów wyniósł 6,8 mln baryłek (o zaledwie o 0,1 mln więcej niż API).
Wyliczenia obu powyższych instytucji mogą sugerować, że coraz lepiej widać efekty restrukturyzacji w amerykańskiej branży wydobywczej po znaczącym spadku cen ropy naftowej w ubiegłym roku. Jednak spadek zapasów jest związany także z sezonowością tej branży – na ogół w lecie rafinerie produkują więcej paliw, generując tym samym większy popyt na samą ropę naftową. Tak czy inaczej, już sam Departament Energii kilka dni temu podał, że spodziewa się spadku produkcji ropy naftowej począwszy już od bieżącego miesiąca i trwającego aż do pierwszego kwartału przyszłego roku.
Obecnie najważniejszą barierą dla popytu – i testem siły kupujących – na wykresie ropy WTI są nadal okolice 61,50 USD za baryłkę, a więc rejon tegorocznego maksimum cenowego.
USDA podwyższył prognozę zbiorów pszenicy w Stanach Zjednoczonych.
Wczoraj pod sporą presją sprzedających znalazły się notowania pszenicy w USA. Cena tego zboża spadła aż o 3,8%, co oznaczało, że pszenica była liderem wczorajszych spadków na amerykańskim rynku towarowym.
Z jednej strony, niewątpliwie zadziałały kwestie techniczne. Na początku bieżącego tygodnia cena pszenicy w USA dotarła bowiem do ważnego poziomu oporu, a więc okolic 536-539 USD za 100 buszli. Począwszy od połowy stycznia bieżącego roku, bariera ta już kilka razy zatrzymała stronę popytową.