Rajd od października poprzedniego roku to była pochodna dobrej koniunktury na Wall Street, EBC sprowadzającego koszt pieniądza do historycznie niskich poziomów oraz wprowadzania QE w strefie euro. Wystarczyło by na przełomie 2014 i 2015 w ciemno kupować np. niemieckie lub francuskie akcje. Ciężko jednocześnie uwierzyć, że same obawy o GRexit mogły spowodować ponad 15% korektę na rynku. Można powiedzieć także, że grecka gorączka była impulsem do korekty cen akcji w Europie. Czy rynek potrafiłby rosnąć jeszcze raz podobnym tempem co wcześniej z powodów, które już de facto są w cenach?
Główna perełka zainteresowań giełdowych inwestorów – niemiecki DAX – od kwietnia tego roku spadł z ponad 12 400 punktów do dna w tym roku na poziomie 10 690. Po tzw. greckim „relief rally" sporo technicznych oporów zostało przełamanych, ale rynek obecnie dotarł do innych i to właśnie przy nich momentum wzrostów opadło.
Polski parkiet z kolei prawie w ogóle nie korzysta na rozwiązaniu greckiego kryzysu, a problemy polskich banków (obecne i nadchodzące) skutecznie uniemożliwiają kontynuację zwyżki na takich indeksach jak WIG20. To szczególnie zastanawiające w kontekście znacznie lepszych danych makro z Polski niż tych z strefy euro.
Dzisiaj WIG20 maleje o 0,57%, DAX o 0,43%, CAC o 0,06%. Tylko Wall Street zyskuje dzisiaj w sesji europejskiej. Słabe dane o amerykańskiej sprzedaży detalicznej za czerwiec to wystarczający powód by Fed przełożył podwyżki stóp procentowych na grudzień. Tym samym Wall Street „tańczy póki gra muzyka".
Paweł Ropiak