Polityczny wkład w rynkowe nastroje

Kierowanie się przez inwestorów na całym świecie zachowaniem chińskiej giełdy jest dużą przesadą.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:37 Publikacja: 08.08.2015 06:00

Piotr Kuczyński, główny analityk, DI Xelion

Piotr Kuczyński, główny analityk, DI Xelion

Foto: Archiwum

Wpływ polityki na zachowanie rynków finansowych możemy prześledzić na dwóch przykładach: chińskim i polskim. W Chinach na początku lipca Shanghai Composite stracił około 6 proc., kontynuując przecenę, którą rozpoczął miesiąc wcześniej i która doprowadziła do przeceny o ponad 30 proc. Wtedy to rząd włączył się w obronę giełdy. Zatrudnił specjalny fundusz do kupowania akcji (sic!), a domy maklerskie zapewniały, że będą kupowały akcje, broniąc się przed lawiną wyprzedaży po pęknięciu bańki. W końcu zabroniono dużym inwestorom sprzedaży akcji w ciągu kolejnych sześciu miesięcy.

Udało się dzięki temu wykreować ponad 20-proc. odbicie, ale wtedy zjawili się chętni do sprzedaży akcji po nieco wyższych cenach i 28 lipca indeks spadł znowu, i to aż o 8,5 proc. Jak widać, te specjalne działania, które kosztowały rząd chiński 200 mld dolarów (Chiny mają ponad 4 bln USD rezerw walutowych), niespecjalnie pomogły giełdzie. Nie wiemy co prawda, gdzie zawędrowałyby indeksy bez tej rządowej pomocy, ale uważam, że politycy robią giełdzie chińskiej niedźwiedzią przysługę. Trudno inwestować na rynku, na którym jedna decyzja władz może całkowicie zmienić obraz rynku. Zmiana reguł w trakcie gry nigdy nie jest dla rynków korzystna.

Nawiasem mówiąc, uważam, że kierowanie się przez inwestorów na całym świecie zachowaniem chińskiej giełdy jest dużą przesadą. Indeks w Szanghaju w ciągu niecałego roku zyskał ponad 150 proc., a od miesiąca nurkował. To jednak nie ma wielkiego wpływu na gospodarkę. 80 proc. inwestorów na giełdzie w Szanghaju to indywidualni gracze, którzy zawsze są bardzo podatni na zachowania stadne. Jest ich 90 milionów. Na 1,3 mld Chińczyków. To bardziej przypomina naszą hossę i jej pęknięcie w 1994 r. niż spadki na dojrzałych giełdach.

W Polsce też widzimy wpływ polityki na zachowanie rynku. Szykowana na premiera Beata Szydło zapowiedziała niedawno, że podatek od aktywów bankowych ma wynosić 0,39 proc. Policzono to i wyszło, że ceny akcji banków powinny spaść o 30-50 proc., żeby utrzymać wskaźnik C/Z na poziomie sprzed takich propozycji. Nic dziwnego, że rzeczywiście spadały. Propozycje Platformy Obywatelskiej dotyczące pomocy dla zadłużonych w walutach kredytobiorców też się do spadków przyczyniły.

Nie pomógł też Marek Belka, prezes NBP (nie mijał się jednak z prawdą). W Sejmie stwierdził, że w związku z planami polityków m.in. wprowadzenia podatku bankowego, przewalutowania kredytów we frankach szwajcarskich oraz rosnących opłat na Fundusz Gwarancyjny banki powinny wstrzymać się z wypłatą dywidendy i przeznaczyć zyski na zwiększanie buforu kapitałowego. Powiedział też, że „te wszystkie pomysły naraz [...] mogłyby banki wykoleić".

Problem w tym, że ludzie często mają problemy z matematyką. Propozycja PO to około 9,5 mld zł mniejszy zysk banków (w ciągu trzech lat). Propozycja przewalutowania forowana dotychczas przez prezydenta elekta (po kursie z dnia umowy) to około 40–50 mld zł. Podatek bankowy to około 6–7 mld zł. Zysk banków w tym roku będzie zapewne zbliżony do 15 mld zł. W najgorszym wypadku „wstrętne" banki stracą około 50–60 mld zł.

I co nam obiecują politycy? Ano to, że nawet jeden grosz nie pójdzie na pomoc dla frankowiczów z budżetu, że podatek bankowy będzie dla społeczeństwa korzystny. To nie jest prawda. Banki solidnie płacą podatek od zysku (CIT – 19 proc.).

Nawiasem mówiąc, niedawno Beata Szydło powiedziała, że SKOK nie byłyby obciążone podatkiem od aktywów, „bo płacą podatki w Polsce" (sic!) – do chwili obecnej nie wiem, czy pani poseł naprawdę tak myśli...

Co z tego wszystkiego wynika? Otóż to, że o 50 mld zł mniejszy zysk banków to mniej o 9,5 mld zł w finansach publicznych (19 proc. CIT z 50 mld zł). Dochodzą jeszcze podatki od wypłacanych dywidend i same dywidendy (Skarb Państwa jest przecież udziałowcem w PKO BP czy w BGK). Z różnego rodzaju tytułów, z powodu uderzenia w banki, finansom publicznym zabraknie kilkanaście miliardów złotych, czyli ponad 300 złotych na każdego Polaka. Podatek bankowy na pokrycie tego ubytku nie wystarczy. Trzeba będzie podnosić podatki albo mocniej zadłużać państwo. Nie mówiąc już o tym, że banki ograniczą akcję kredytową, co uderzy w gospodarkę i rynek pracy.

W Polsce można pokazać działanie polityki nie tylko na przykładzie banków. Można bowiem dodać „sprawę KGHM", czyli projekt PiS zniesienia podatku od kopalin. Kilkunastoprocentowy wzrost ceny akcji KGHM, po tym gdy media poinformowały o tym projekcie, robił wrażenie. Zarobił ten, kto wiedział, że taki projekt będzie złożony (nie podejrzewam polityków, ale przecież obsługa techniczna musiała wcześniej taki zamiar znać).

Jak widać na chińskim i polskim przykładzie, polityka giełdom potrafi zaszkodzić, a z całą pewnością prowadzi do zwiększenia niepewności i ryzyka oraz budzi liczne podejrzenia. Im dalej od rynków finansowych będą politycy, tym lepiej będzie zarówno dla inwestorów, jak i dla całych społeczeństw, bo przecież rynki finansowe mają duży wpływ na nasze życie.

Komentarze
Gołębnik pozostaje otwarty
Komentarze
Kwiecień w obligacjach
Komentarze
W Polsce stopy w dół, w USA nie
Komentarze
Wyczekiwane decyzje RPP
Komentarze
Łapanie oddechu
Komentarze
Indeksy w Warszawie w pogoni za kolejnymi rekordami