I tak można twierdzić, że blisko 75 proc. naszego eksportu rozliczana jest w euro. Około 14 proc. przypada na dolara, niespełna 5 proc. na funta, a trochę ponad 6 proc. stanowią obroty w pozostałych walutach. Nie ma tu nic dziwnego – wszak 50 proc. naszego eksportu kierowane jest wprost do strefy euro, a kolejne 25 proc. do pozostałych krajów Unii. Inaczej ta struktura prezentuje się w przypadku importu. Tu też dominuje euro, ale ma zaledwie 54 proc. udziału. Tuż-tuż za nim jest dolar z udziałem na poziomie 41 proc. Funt z udziałem 2,5 proc. oraz inne waluty, na które przypada niespełna 2 proc. obrotów, mają jak widać raczej marginalne znaczenie. Taka struktura też specjalnie dziwić nie powinna. Rozliczenia surowcowe, w tym z Rosją, prowadzone są w znacznej mierze w dolarach. Podobnie jak istotna część importu towarów i półproduktów z Dalekiego Wschodu.

W związku z nierównowagą w zakresie struktur walutowych eksportu i importu zazwyczaj twierdzi się, że z naszego punktu widzenia najkorzystniejsza jest sytuacja, kiedy euro jest względem dolara wyceniane wysoko. No bo mocne euro to wyższa marża dla naszych producentów i przestrzeń do dodatkowego konkurowania cenowo na europejskich rynkach. Jednocześnie słaby dolar to znaczące ograniczenie kosztów importu. W tym kontekście ostatni kurs 1,13 USD za euro (czy wręcz 1,05 USD z końca 2014 r.) na tle notowanych latem 2014 r. 1,35 USD prezentuje się wyjątkowo niekorzystnie.

Tym jednak razem najwyraźniej kwestia kursowa nie działa tak jak zawsze. Mimo osłabienia euro względem dolara nasz eksport trzyma się bardzo dobrze. Udział sprzedaży eksportowej w całości sprzedaży przemysłu też poprawił się bardziej, niż oczekiwano. Co więc takiego się stało? Najprawdopodobniej słabnące euro poprawiło pozycję konkurencyjną wielu wytwórców z UE. Wraz ze wzrostem tamtejszej produkcji zwiększył się popyt na dostawy dóbr zaopatrzeniowych realizowanych z Polski. Warto podkreślić, że dzięki zmianom kursów walut w tym samym czasie nasze dobra zaopatrzeniowe i konsumpcyjne istotnie zyskały na konkurencyjności w stosunku do sprowadzanych z Dalekiego Wschodu – zwłaszcza zaś z Chin. Znaczy obowiązujące przez lata hasło „silne euro i słaby dolar motorami naszej gospodarki" straciło na znaczeniu. Może być na odwrót i też sobie radzimy. Wszystko płynie ...