Autor – sprawnie literacko, co jest rzadkością w przypadku książek dla menedżerów – opisuje, jak na przestrzeni wieków zmieniała się ludzka świadomość, a wraz z nią sposoby funkcjonowania organizacji. Najwięcej miejsca poświęca „Ewolucyjnemu Turkusowi" – etapowi, na którym ludzkość w krajach rozwiniętych gospodarczo znajduje się teraz. Przełożenie zagadnień z dziedziny psychologii społecznej na praktykę zarządzania firmami jest poparte licznymi przykładami przedsiębiorstw, które już teraz są zorganizowane według turkusowego paradygmatu – z zespołem podzielonym na wiele mniejszych, samozarządzających się drużyn, bez szefów, bez kadry kierowniczej średniego szczebla, z absolutnym minimum stanowisk sztabowych. Takie załogi, w trudnych sytuacjach, przy podejmowaniu decyzji mogą liczyć na wsparcie coachów. I tu niestety włącza się lampka ostrzegawcza – coach (zawód uprawiany przez autora książki) okazuje się guru, fundamentem tej struktury. Co więcej, sam język przyjęty w firmach zorganizowanych w ten sposób i w samej książce – „koledzy" zamiast „pracownicy", „role" zamiast „stanowiska", do tego dezawuowanie Kościoła katolickiego (jako struktury hierarchicznej) i takie fragmenty jak: „osobisty rozwój na tym etapie łączy się z duchowym poszukiwaniem – często poprzez zdyscyplinowaną dzienną praktykę medytacji, jogę, zmienione techniki oddychania lub inne, które pozwalają dotrzeć poza zwykłe stany świadomości – do doświadczenia jedności poza oddzieleniem, poza stanem i przestrzenią, ze wszystkim co przejawione", miejscami przypominają sekciarski werbunek, a nie pracę naukową, za którą autor niewątpliwie uważa swoją książkę.