Na razie nie dość, że tego odbicia nie widać, to mamy kontynuację spadków i nowe minima roku. Równocześnie są to najniższe wartości od 2009 r.
O nastrojach jednak nie powinniśmy zapominać. Przy tak znaczącym pesymizmie potencjał podaży wydaje się mimo wszystko ograniczony. Sam pesymizm nie generuje sygnału do zakupów. To zbyt mało, ale jeśli takie sygnały pojawią się na wykresach, to aktualne słabe nastroje będą te sygnały wspierać.
Nowe minima trendu, który trwa od wiosny, nie pozostawiają wielkiego pola manewru. Jeśli nawet pojawiają się wątpliwości co do jakości spadku czy jego potencjału, nie zmieniają one tego, że trend wciąż jest spadkowy, a tym samym nie ma sensu z nim walczyć. Poszukiwanie potencjalnych poziomów zatrzymania przeceny jest zadaniem mało produktywnym. Przypomina raczej zgadywanie. Nie ma większych szans na to, by stale skutecznie określać poziomy przesilenia i zmiany kierunku trendu, a jeśli tak, to warto chyba zająć się tym, co ma większą szansę na sukces.
W związku z tym trzymamy się założenia, że rynek będzie kontynuował spadki, choć równocześnie mamy świadomość, że w którymś momencie przecena się zakończy. Kto wie, może koniec jest już bliski. Rynek sam nam to wskaże.