Drogi Święty Mikołaju,
Proszę Cię o dobre pomysły inwestycyjne na 2016 rok. Wiem, nie zawsze byłem grzeczny w tym roku: tyle razy wybierałem spółki, które mocno spadły, tylko dlatego, że spadły... Zamiast na trzeźwo przyjrzeć się fundamentom i ocenić, czy spółka nie zasługuje przypadkiem na jeszcze niższą wycenę, patrzyłem z chciwością na kurs. Wybacz mi moje lenistwo: patrzenie niewiele głębiej niż tylko na giełdowy wykres. Obiecuję poprawę, bo już dobrze wiem, że jeśli akcje potaniały, ale spółka ma dziś gorsze perspektywy, to nie należy rzucać się do kupowania. I wiem już, że nie zawsze niska wycena oznacza okazję inwestycyjną – starsi inwestorzy, którzy mówili mi, że „tanie mięso psy jedzą", mogli mieć trochę racji. Nie będę już ekscytował się niskimi wskaźnikami wyceny lub wysoką dywidendą.
Zamiast tego obiecuję, że będę odrabiał moje zadanie domowe: będę badał pozycję konkurencyjną spółki i perspektywy rynku, na którym działa, oraz będę starał się przewidzieć jej wyniki finansowe. Nie będę się też bawił w politykę. Z Tobą, Święty Mikołaju, sprawa jest jasna – wiem, czego się po Tobie spodziewać; z politykami nie będę się bawił w giełdę, bo w trakcie gry układają takie zasady, że na końcu najczęściej przegrywam. Zamiast tego będę rzetelnie wykonywał moją pracę, szukając przede wszystkim małych spółek i ciekawych inwestycji zagranicznych.
Przebacz mi moje błędy, Święty Mikołaju, i daj mi małą hossę... Taką przynajmniej w jednym segmencie rynku... Bo w końcu inwestorzy w Ameryce dostają ją niemal co roku, już od kilku lat!
Adam Łukojć (zarządzający w Skarbiec TFI) i jego spóźniony list do św. Mikołaja