Aby zorientować się w dynamice zmian, wystarczy spojrzeć na historyczny wykres. Dwa lata temu baryłka ropy typu WTI kosztowała ponad 100 dolarów, w lutym tego roku ceny spadły do 26, a dziś oscylują wokół 45 dolarów. Ten tydzień notowania ropy rozpoczęły mocnym spadkowym akcentem. Cena surowca tąpnęła, a na wykresie pojawiała się luka spadkowa.
– Stronie podażowej sprzyjają dane Baker Hughes, potwierdzające dalszy wzrost liczby funkcjonujących wiertni w Stanach Zjednoczonych. W piątek firma ta podała, że w minionym tygodniu liczba punktów wydobycia ropy naftowej w USA wzrosła o 11, do 414. W ciągu ostatnich 11 tygodni aż dziesięć zakończyło się wzrostem liczby funkcjonujących wiertni, a podczas jednego tygodnia ich liczba utrzymała się na niezmienionym poziomie – mówi Dorota Sierakowska, analityk surowcowy DM BOŚ. Według niej trwałe pokonanie bariery 50 dolarów jest mało realne.
W podobnym tonie wypowiada się Bartosz Sawicki, kierownik departamentu analiz TMS Brokers. – Do końca roku cena powinna się „przykleić" do 50 dolarów – przekonuje. Jego zdaniem rynek ropy w dalszym ciągu pozostaje bardzo zmienny. – Będą nim targać obawy o nadmierny przyrost podaży oraz spekulacje o potencjalnym zamrożeniu poziomów wydobycia przez państwa OPEC. W tej drugiej kwestii sceptycznie podchodzimy do deklaracji członków kartelu, co ogranicza szanse na mocniejsze wzrosty ropy. Po pozytywnej stronie należy jednak nadmienić, że popyt na ropę ze strony rynków wschodzących zwiększa się, co powinno doprowadzać do zniwelowania nadpodaży surowca. Jeśli nie do końca tego roku, to na początku 2017 r. – mówi Sawicki. MBL