Dzięki temu udało się oddalić nieco ceny kontraktów od poziomu wsparcia. Problem w tym, że to oddalenie było małe, a dodatkowo krótkotrwałe. W związku z tym zasadne staje się zadanie sobie pytania, jak faktycznie silny jest obecnie popyt? Istnieje bowiem realna groźba, że okolica 1700 pkt. zostanie jednak przełamana. Skoro popyt nie jest w stanie wykorzystać dogodnych okoliczności do wybronienia się przed ryzykiem pojawienia negatywnego sygnału, to co może się wydarzyć, gdyby ceny na rynkach akcji na świecie zaczęły wyraźnie spadać?
Obecnie wsparciem dla byków jest jedynie przeświadczenie, że potencjał ewentualnej fali słabości nie byłby duży. Czy to automatycznie zmienia się w przeświadczenie, że potencjał ewentualnej fali mocy byłby większy? Teoretycznie tak, choć tu sytuacja uwarunkowana jest pojawieniem się popytu inicjującego, który doprowadziłby do takiej zmiany, by obecnie wątpiący przekonali się jednak do tego, że rynek jest w stanie się podnieść. Jest całkiem możliwe, i warto poważnie brać taki scenariusz pod uwagę, że taki popyt inicjujący pojawi się dopiero w chwili ogólnego zwątpienia. Taką chwilą mogłoby być właśnie zaatakowanie wsparć i faza chwilowej paniki, gdyby te wsparcia zostały naruszone, bądź krótkotrwale pokonanie (pułapka). W tej chwili są to tylko przypuszczenia. Faktem jest to, że nasz rynek w tej chwili jest w ogonie rynków światowych. Nastroje są kiepskie, ale nie pojawia się nikt, kto chciałby to zmienić.