Autor, przedsiębiorca z Doliny Krzemowej, ma świadomość, że w przeszłości takie kasandryczne wizje – a pojawiają się regularnie od czasów pierwszej rewolucji przemysłowej – się nie spełniały. Tak jak inne ekstrapolacje nieodwracalnych jakoby trendów, choćby słynna prognoza Thomasa Malthusa z końca XVIII w., że świat czeka fala głodu, bo ludność na Ziemi zwiększa się szybciej niż podaż żywności, albo ostrzeżenia Klubu Rzymskiego sprzed półwiecza, jakoby w horyzoncie wieku wzrost globalnej gospodarki miał się zatrzymać z powodu niedoboru zasobów naturalnych.

Ford przekonuje, że dzisiejszy postęp technologiczny ma jednak zupełnie inny charakter niż dawniej. Automatyzacja rolnictwa, która dramatycznie ograniczyła zatrudnienie w tym sektorze, nie spowodowała masowego bezrobocia. Mieszkańcy wsi przenosili się bowiem do miast i znajdowali pracę w przemyśle. Nowe technologie, eliminując niektóre miejsca pracy, jednocześnie tworzyły nowe, często lepiej płatne, bo wymagające wyższych kwalifikacji. „O ile w przeszłości automatyzacja była bardziej wyspecjalizowana i zakłócała funkcjonowanie tylko pojedynczych sektorów gospodarki, dziś wygląda to już zupełnie inaczej. Technologia informacyjna jest uniwersalna, a jej wpływ staje się odczuwalny w całej gospodarce" – pisze Ford. Dziś automatyzacji podlegają już nawet usługi i handel, które tradycyjnie były sektorami pracochłonnymi. Komputery i roboty przestają być narzędziami pracy, wspierającymi czynności wykonywane przez ludzi, ale po prostu ich zastępują. Coraz częściej dotyczy to także pracy wymagającej kwalifikacji i wiedzy. Ford w książce podaje przykłady innowacji, które już teraz czynią zbędną dużą część pracy dziennikarzy, prawników czy analityków giełdowych. Autor „Świtu robotów" przewiduje, że prędzej czy później bezrobocie stanie się zjawiskiem tak masowym, że jedynym remedium będzie tzw. dochód podstawowy: uniwersalne świadczenie społeczne pozwalające się utrzymać. To miałby być sposób na sprawiedliwy podział „technologicznej renty", w której udział powinien mieć każdy, skoro takie wynalazki jak internet powstały dzięki publicznemu finansowaniu.

Wizja Forda jest tak niepokojąca, że większość czytelników intuicyjnie się z nią nie zgodzi. To niestety nie znaczy, że jest fałszywa. W argumentacji autora można znaleźć jednak kilka luk. Z pewnością nie doszacowuje on znaczenia ożywienia produkcji rzemieślniczej. Zakłada też, że automatyzacja nie ma granic, bo współczesne roboty są tak elastyczne i tanie, że mogą mieć zastosowanie także w przedsiębiorstwach działających na niewielką skalę. Żadna działalność nie będzie jednak opłacalna, jeśli nie będzie na nią popytu. A nie będzie, jeśli większość ludzi będzie bez pracy. Gospodarka z obrazu Forda nie byłaby raczej w stanie stabilnej równowagi.