Od tego czasu zmieniło się bardzo wiele tak w obszarze funkcjonowania rynku i związanych z tym ryzyk, jak i w sposobie uregulowania tych kwestii. Rezultatem dokonanych zmian jest całkowite odejście od pierwotnej funkcji i koncentrowanie się raczej na nadzorze dla dobra nadzoru niż dla dobra inwestorów.
Wspomniane powyżej zmiany dotyczące funkcjonowania rynku wynikały w dużej mierze z działań samych organów nadzorczych, które – starając się dążyć do ograniczania ryzyka inwestorów – w praktyce ryzyko to coraz bardziej podnosiły. W rezultacie mamy dziś praktycznie na każdym rozwiniętym rynku bardzo rozbudowane struktury regulacyjno-nadzorcze, niekoniecznie chroniące inwestorów, a w wielu przypadkach wprost im szkodzące. Brzmi to paradoksalnie, konieczne jest zatem wyjaśnienie, jak doszło do tego wynaturzenia. Podstawowe błędy popełnione przez regulatorów i nadzorców to: niewłaściwość, nieefektywność, nadmierność, szczegółowość, ogólność, upartość oraz krótkowzroczność.
Niewłaściwe rozumienie problemu
Grzechem pierworodnym istotnie rzutującym na całą infrastrukturę regulacyjno-nadzorczą rynku kapitałowego (i szerzej finansowego, a obawiam się, że może to mieć zastosowanie także do innych obszarów regulacji) jest niewłaściwe rozumienie problemu, który należy rozwiązać. W odbiorze regulatora najczęściej najważniejsze są kwestie najbardziej spektakularne, będące obszarem powszechnego zainteresowania społeczeństwa. Czyli siłą rzeczy główne wysiłki kierowane są nie na kwestie powtarzalne, właściwe, „normalne", tylko na największe wypaczenia, będące zresztą najczęściej skutkiem nie tyle niewłaściwych regulacji, ile niewłaściwego sposobu egzekwowania prawa lub wręcz niewłaściwego postrzegania funkcji prawa (o czym poniżej). Tworzone są zatem regulacje dotyczące zjawisk ekstremalnych, nadużyć, które powinny być ścigane w oparciu o przepisy ogólne, bo nie da się zdefiniować ex ante każdego schematu nadużycia.
Nieefektywność organów nadzoru
Głównym problemem jest zatem nieefektywność organów nadzoru, nie zaś samych regulacji. Wszak najlepsze nawet regulacje nie zapobiegną celowym oszustwom. Zapobiec może im natomiast szybkie wyciąganie konsekwencji, tak aby każdy wiedział, co grozi za niewłaściwe postępowanie na rynku. Taki od zawsze był sens istnienia norm regulujących zasady współżycia społecznego – aby ktoś, kto zachowuje się w sposób nieuczciwy, natychmiast poniósł tego konsekwencje i aby było to pewnego rodzaju „szczepionką" wobec wszystkich, którzy mieli podobne zamiary. Jeśli jednak sankcje nakładane są po upływie kilku lat, to żadne regulacje nie spełnią wówczas funkcji prewencyjnej. Wręcz przeciwnie – nic tak nie demoralizuje, jak publiczne łamanie regulacji bez żadnych konsekwencji. Lepiej, żeby takich regulacji nie było, niż żeby wszyscy widzieli, że można je bezkarnie łamać, bo wtedy rodzi się powszechne przyzwolenie na łamanie przepisów.
Oczywiście nadużycia na rynku kapitałowym są najczęściej bardzo skomplikowane i trudno jest wyciągać konsekwencje. Organy nadzoru zamiast jednak iść trudną ścieżką doskonalenia praktyki nadzorczej poszły pozornie łatwiejszą ścieżką żądania nowych regulacji i nowych uprawnień. Nieefektywność organów nadzoru przez kolejne dekady przykrywana była kolejnymi warstwami nowych regulacji i kolejnymi rodzajami uprawnień, z których organy te nie potrafią lub nie chcą korzystać. Wolą kierować sprawy do prokuratury (choć mają bardzo szerokie uprawnienia do nakładania sankcji administracyjnych), a prowadzone przez siebie postępowania przedłużają w nieskończoność. Gdyby skoncentrowały swe wysiłki na doskonaleniu sztuki egzekwowania istniejących regulacji, zamiast na poszerzaniu swych kompetencji, wówczas rynki kapitałowe byłyby dużo bezpieczniejsze, niż są obecnie.