Minister Jadwiga Emilewicz rozgrzała emocje przedstawicieli handlu, zapowiadając, że od 2020 r. rząd może wprowadzić nowy podatek dla sektora. Podatek miałby objąć największe sklepy – nie wiadomo powyżej jakiego pułapu powierzchni – ale byłby zależny nie od wielkości czy obrotów, ale uciążliwości dla lokalnego środowiska, np. z powodu generowanych korków, wzrostu produkcji odpadów czy konieczności inwestowania w nowe drogi.
Handel zaskoczony
Branża generująca 20 proc. polskiego PKB nie dość, że nie znała żadnych szczegółów nowego obciążenia, to poczuła się postawiona pod ścianą. Po południu resort już mocno tonował poranne zapowiedzi, choć minister się z planów nie wycofała.
– Temat tzw. podatku handlowego nie jest rozstrzygnięty przez TSUE. Dlatego wiosną analizowaliśmy kwestię opłaty kongestyjnej od uciążliwości środowiskowych wytwarzanych przez duże sklepy – wyjaśnia minister Jadwiga Emilewicz. – Nie mamy jeszcze konkretnych propozycji. To zadanie na najbliższe miesiące – dodaje.
Ponieważ nie ma szczegółów, trudno powiedzieć, jakiego typu sklepy byłyby daniną obciążone – czy tylko te z ulic handlowych, czy działające w ramach centrów handlowych. Dlatego giełdowe spółki handlowe, jak LPP czy CCC, mogą takie rozwiązanie odczuć. Spokojniejsze może być Dino – sklepy tej sieci są raczej mniejszych rozmiarów i poza galeriami handlowymi, dlatego danina nie powinna ich objąć.