Rada nadzorcza banku PKO BP poinformowała, że do trzeciego konkursu na prezesa banku zgłosiło się jeszcze mniej kandydatów niż poprzednio, bo ledwo pięciu. W dodatku nie ma wśród nich ani jednego byłego premiera.
Biorąc pod uwagę skalę bezrobocia w Polsce, zwłaszcza wśród byłych premierów, którym trzeba szukać zajęcia aż na Wyspach, informacja wydaje się bulwersująca. Prawdopodobnie jednak brak chętnych wynika z nieprecyzyjnie sformułowanych przez radę nadzorczą banku kryteriów, jakim powinien odpowiadać kandydat na stanowisko prezesa.
Rada nie wyjaśniła bowiem, że posiadanie wykształcenia innego niż inżynieryjne ze specjalnością budowa mostów z betonu sprężonego nie dyskredytuje kandydata. Mogło to zniechęcić osoby legitymujące się wykształceniem związanym z finansami lub bankowością, a nawet spowodować rezygnację ze starań o posadę bezrobotnych będących np. fizykami z praktyką w administracji.
Rada nie powiedziała także jasno, że znajomość nazwiska urzędującego prezesa Europejskiego Banku Centralnego, a także orientacja w brzmieniu nazwisk innych osób stojących na czele światowych instytucji finansowych nie jest faktem jednoznacznie kompromitującym, a wręcz może być kompetencją pożyteczną, zwłaszcza w kontaktach zagranicznych. A gdyby jednak zaszła taka potrzeba, można udawać, że się zapomniało.
Ponadto chętni do objęcia fotela prezesa mogli mieć uzasadnione wątpliwości, czy umiejętność odczytywania z kartki odręcznych notatek, zwłaszcza własnych, dyskwalifikuje ich czy nie, a także czy fakt, że nie robili notatek szybko, może być usprawiedliwieniem. A przecież wystarczyło umieścić w ogłoszeniu informację, że jeśli kandydat pisze wolno, może odczytywać notatki także wolno.