Polem, na którym wyraźnie zarysowały się spore różnice zdań w rządzie oraz koalicji, stała się nowa strategia dla wielkiej syntezy chemicznej. Dokładniej - rola, jaką miałby w tejże strategii odegrać kontrolowany w prawie 85 proc. przez Orlen włocławski Anwil.
Zdziwienie prezesa Heydla...
Dokument, którego zarys ujawnił w środę prezes Nafty Polskiej Marek Karabuła, zakłada, że Anwil może stać się częścią jednej z dwóch dużych grup chemicznych. Może, lecz nie musi. Decyzję o tym, czy spółka z Włocławka pójdzie pod młotek - co pozwalałoby potem włączyć ją do jednej grupy razem z Ciechem, Azotami Tarnów oraz Zakładami Azotowymi Kędzierzyn - podjąć ma zarząd Orlenu. Problem w tym, że władze płockiego koncernu są silnie podzielone, także w kwestii przyszłości Anwilu.
Znaną powszechnie od dłuższego czasu prawdę o konflikcie między członkami władz płockiego koncernu potwierdził wczoraj oficjalnie wiceminister skarbu Krzysztof Żuk. - Nie jest tajemnicą, że w zarządzie istnieje silna różnica poglądów na temat strategii Orlenu. Dla nas najważniejsza jest szybkość aktualizowania strategii oraz szybkie podjęcie decyzji co do przyszłości Anwilu - zaznaczył wiceszef resortu. - Nie ukrywam, że deklaracja zarządu co do sprzedaży Anwilu koresponduje z naszą strategią - dodał Żuk.
Taką deklarację, jeszcze przed publiczną prezentacją założeń nowej chemicznej strategii, złożył oficjalnie wiceprezes Orlenu Jacek Krawiec. Była ona najwyraźniej sporym zaskoczeniem dla... Wojciecha Heydla, prezesa płockiej firmy. Szef Orlenu dopiero z prasy dowiedział się, że kierowany przez niego koncern - jak stwierdził Krawiec - sprzeda akcje Anwilu.