Litewski sąd ustanowił tymczasowe zabezpieczenie należności, na jakie czekają państwowe koleje Lietuvos Gelezinkeliai od rafinerii Możejki. To kolejna, choć nie ostatnia, odsłona sporu, jaki kilka tygodni temu rozgorzał między oboma podmiotami.

Poszło o stawki za przewóz produktów ropopochodnych z kontrolowanej przez Orlen rafinerii. Możejki, jak twierdzą przedstawiciele firmy - zgodnie z warunkami umowy - jednostronnie obniżyły od 1 czerwca tego roku wysokość opłat. Przewoźnik nie uznał tego za zasadne i wciąż naliczał opłaty na starych zasadach. Tak powstać miał dług, który, według kolei, sięga teraz 8,5 mln litów (około 8,8 mln zł). Zabezpieczeniem kolei, w myśl wtorkowej decyzji sądu, stał się wart 5 mld litów (prawie 5,2 mld zł) majątek rafinerii. Jak powiedział nam rzecznik prasowy Możejek Jacek Komar, chodzić ma tylko o część tego majątku, ale o którą konkretnie, na razie nie wiadomo. - W każdym razie nie ogranicza to w żaden sposób działalności spółki - zapewnił Komar. Dodał, że Możejki odwołają się od decyzji sądu.

Już wcześniej litewskie koleje z tego samego powodu podały rafinerię do sądu arbitrażowego w Wilnie. Po tym Możejki rozpoczęły negocjacje z przewoźnikiem z Łotwy, który ma prawo korzystania z 30-kilometrowego odcinka torów, łączącego rafinerię z granicą litewsko-łotewską. Okazało się, że Łotysze byliby gotowi świadczyć usługi transportowe na rzecz Możejek dużo taniej niż Lietuvos Gelezinkeliai.

Zaraz po rozpoczęciu tych rozmów litewskie koleje uznały jednak, że wspomniany odcinek torów wymaga natychmiastowego... remontu i od razu przystąpiły do prac. Kiedy ten remont się zakończy, nie wiadomo. Przedstawiciele przewoźnika twierdzą, że potrzebować będą dofinansowania z UE, a na nie trzeba poczekać.

Smaczku sprawie dodaje to, że Lietuvos Gelezinkeliai to firma państwowa. Rząd w Wilnie jest też wciąż posiadaczem prawie 10-proc. akcji Możejek.