9 listopada polska giełda zadebiutowała na swoim własnym parkiecie. Stało się to ukoronowaniem niemal 20 lat działalności – i rozwoju – polskiego rynku kapitałowego. Ale nie był to jedyny powód do świętowania. Często, oceniając debiuty, posługujemy się prostym i obiektywnym kryterium – stopy zwrotu. Pod tym względem GPW zajęła pierwsze miejsce wśród ubiegłorocznych debiutantów. Inwestorzy indywidualni kupowali jej akcje po 43 zł, z dyskontem w stosunku do ceny emisyjnej, która wynosiła 46 zł. Pierwszego dnia cena na zamknięciu notowań wynosiła 54 zł, czyli była o prawie 26 proc. wyższa od płaconej przez małych inwestorów.
Publiczna oferta akcji GPW przyciągnęła też rekordową liczbę 323 tys. inwestorów. To, nie licząc oferty Banku Śląskiego z 1993 r., największa liczba w historii polskiego rynku kapitałowego. Ogromna frekwencja miała związek z rozwiązaniem zastosowanym przez sprzedający akcje Skarb Państwa. MSP w przypadku ubiegłorocznych prywatyzacji określało maksymalną liczbę akcji, na którą mogli się zapisywać pojedynczy inwestorzy. Jednak taki sam mechanizm zastosowano w przypadku sprzedaży akcji PZU czy Tauronu, a mimo to GPW okazała się bardziej popularna i chętniej kupowana.
Oferta GPW była też jedną z największych w ubiegłym roku. W sumie za prawie 64 proc. akcji spółki Skarb Państwa zainkasował nieco ponad 1,2 mld zł. Wreszcie – last, but not least – oferta GPW i jej debiut były wydarzeniem, które promowało polski rynek i polską gospodarkę na całym świecie. Dodajmy – promowało bardzo skutecznie, o czym świadczy lista nowych akcjonariuszy GPW i wzmożone zainteresowanie handlem na warszawskim parkiecie.
Debiut GPW zakończył także długoletnie spekulacje na temat możliwych scenariuszy jej prywatyzacji. Choć Skarb Państwa zachowuje na razie decydujący wpływ na giełdę, to musi się liczyć z wymogami i standardami rynku publicznego. A GPW, tak jak każda notowana firma, musi ich przestrzegać.