Za kilka dni, 16 kwietnia, minie 20 lat od początku notowań na warszawskiej giełdzie. W pierwszej sesji na GPW udział wzięło siedem domów maklerskich, a w jej trakcie handlowano papierami pięciu spółek. Od tego czasu warszawski parkiet przeszedł olbrzymie przeobrażenie.
Obecnie notowanych jest na nim ponad 400 firm, których kapitalizacja sięga niemal 900 mld zł. Na rynku działa też wiele domów maklerskich, nie tylko polskich. Gdy powstawała warszawska giełda, niewiele osób potrafiło zapewne przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie i jak będzie wyglądała w perspektywie 20 lat. Dziś przyszedł czas pierwszych podsumowań oraz snucia planów na przyszłość. O to, jak GPW może wyglądać za pięć, dziesięć czy kolejnych 20 lat, zapytaliśmy osoby, które przyczyniły się do jej powstania oraz te, które są obecne na rynku od wielu lat.
[srodtytul]GPW pozostanie regionalnym liderem[/srodtytul]
W ciągu 20 lat giełda wyrosła na regionalnego lidera, wyprzedzając parkiety w Wiedniu, Budapeszcie i Pradze. To na nasz rynek coraz chętniej wybierają się zagraniczni emitenci. Obecnie na GPW notowanych jest 29 firm spoza Polski. Dla szybko powiększającej się grupy spółek ukraińskich władze giełdy chcą za kilka tygodni stworzyć specjalny indeks – pierwszy „narodowy” wskaźnik na GPW. W kolejce czekają już następne spółki, które myślą o debiucie na naszym parkiecie. W związku z tym pojawiają się koncepcje dotyczące tworzenia w obrębie naszej giełdy zagranicznych segmentów oraz platform.
– Nie można wykluczyć, że za kilka lat zagraniczne firmy notowane na GPW będą miały większe znaczenie od polskich spółek. Gdyby na wejście na nasz rynek zdecydowały się czołowe firmy z Czech, Węgier, krajów nadbałtyckich i Bałkanów, to mogłoby do tego dojść nawet w perspektywie dziesięciu lat. W naszym kraju pozostaje raczej limitowana liczba dużych firm, które mogą się jeszcze pojawić na rynku – mówi Mariusz Sadłocha, prezes Domu Maklerskiego BZ WBK, który wyspecjalizował się w ubiegłym roku w oferowaniu akcji zagranicznych podmiotów.