O tym, że windykacja to żmudna, długotrwała, a często także niewdzięczna praca, wiedzą niemal wszyscy, którzy zdecydowali się rozwijać ten biznes. Chętnych do odzyskiwania długów jednak nie brakuje. Ci zaś, którzy są obecni na rynku, mimo wszystkich niedogodności nie mają powodów do narzekań. Wierzytelności przybywa, co oznacza, że pracy dla spółek windykacyjnych nie zabraknie na długie lata. A to niejednokrotnie oznacza milionowe zyski z tej działalności.
Pracy nie zabraknie
Wzrost podaży wierzytelności na rynku wiąże się z kilkoma kwestiami. Przede wszystkim wciąż rośnie liczba zadłużonych osób. Według ostatniego raportu InfoDług na koniec sierpnia liczba osób mających problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań przekroczyła 2 miliony. Oznacza to, że w porównaniu z końcem sierpnia 2010 r. przybyło ponad 150 tys. nowych dłużników. Ogólna kwota zadłużenia na koniec sierpnia 2011 r. wyniosła 32,51 mld zł. W ciągu roku zadłużenie to zwiększyło się o blisko 50 proc. To tylko jedna z przyczyn wciąż rosnącego rynku odzyskiwania wierzytelności. Kolejny to coraz większa skłonność instytucji finansowych do korzystania z usług windykatorów.
O ile przedstawiciele branży nie są zgodni co do tego, ile wierzytelności trafi ostatecznie w tym roku na rynek, to zgodność panuje co do jednego. Windykatorzy w najbliższym czasie na pewno będą mieli co robić. – Szacujemy, że w 2011 roku trafią do sprzedaży wierzytelności masowe o wartości nominalnej przekraczającej 7,3 mld zł. To znaczny skok podaży w porównaniu z zeszłym rokiem. W 2010 r. na rynek trafiły wierzytelności masowe o wartości nominalnej przekraczającej 4,4 mld zł. Wzrost ten to efekt czyszczenia przez niektóre banki ksiąg ze starych, straconych wierzytelności – mówi Christian Senye, dyrektor funduszu Advent
International, głównego udziałowca Ultimo, jednej z największych spółek tej branży.
– W kolejnych latach spodziewamy się, że instytucje finansowe pójdą w ślady firm telekomunikacyjnych i jeszcze bardziej usystematyzują proces zarządzania wierzytelnościami, wpisując ich sprzedaż jako końcowy element tego procesu, a nie traktując jej jako jednorazowy i doraźny sposób poprawy wyniku finansowego – przewiduje Senye.